tag:blogger.com,1999:blog-88635125055897269452024-03-13T11:33:41.694-07:00Szopie OpowieściSzop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.comBlogger17125tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-45234560942770779082018-09-12T13:24:00.001-07:002018-09-12T13:24:38.864-07:00O islandzkim skarbie narodowym, czyli parę faktów o baranach. <br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><i>-Czy macie jakieś wegańskie
dania?</i>- zapytała wczoraj jedna z klientek naszej restauracji na
lotnisku. Cóż. Islamndczycy nie słyną z dań wegetariańskich ani
tym bardziej wegańskich. Co więcej. Bycie "wege" uważają
za lekkie, nieszkodliwe wariactwo, do którego podchodzą z pewną
humorystyczną rezerwą. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Wymieniłyśmy szerokąopcję dań
wegańskich. Aż dwie pozycje. Sałatka i jakieś warzywne kulki
pieczone przez naszego hinduskiego kucharza. Całkiem nieźle jak na
Islandię, jeśli mam być szczera. Ale dziewczyna, ucho pochodząca
z USA albo Kanady nie wyglądała na przekonaną. Przechadzała się,
spoglądała na to, co mamy w ofercie.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><i>-A ta baranina....to na pewno owce
z Islandii?</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><i>-Tak.</i></span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><i>-To poproszę. </i></span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Widziałam szok na twarzy koleżanki.
Sama w pierwszym momencie nie zrozumiałam ale po chwili do mnie
dotarło. Jeśli to owca islandzka, to zje ją nawet pewien rodzaj
weganina. I absolutnie nie kłóci się to z przekonaniami. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Wydaje się absurdalne? Ale wcale
takim nie jest. Isladczycy kochają swoje owce. I te owce są
naprawdę najszczęśliwszymi owcami na świecie. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Sama byłam wegetarianką wiele lat
temu i w całej ideii nie chodziło mi o kwintesencję, czyli
zabijanie zwierząt w celu spożycia- chodziło mi raczej o cały
przemysł, to jak zwierzęta cierpią przez całe życie w hodowlach.
Jak zamykane są w klatkach, jaki wielki stres przeżywają. Jak są
po prostu towarem, a nie żywymi istotami. To jest bardziej
przerażające, niż sam fakt zabicia zwierzęcia, który wydaje mi
się naturalny, wrodzony. Może to dziwne podejście ale w dyskusjach
z wieloma wegetarianami nieraz słyszałam właśnie głównie
argumenty dotyczące hodowli, jakoby niejedzenie mięsa było
sprzeciwem wymierzonym w ich istnienie, a nie w sam fakt bycia istotą
wszystkożerną, jaką jest człowiek. Bo temu jednak trudno
zaprzeczyć. Mówię tu o pewnego rodzaju dojrzalszym, przemyślanym
wegetarianiźmie niż tym mówiącym tylko "to zwierzę to
czyjaś matka". Matki umierają na całym świecie, w każdym
gatunku, zabijane przez drapieżniki albo w wypadkach samochodowych. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Niemniej, żyjąc na Islandii
rozumiem, dlaczego wegetariaznim tutaj to łagodne wariactwo, do
którego podchodzi się z rezerwą. W końcu tradycyjnie je się
głównie baraninę i jagnięcinę. Ewentualnie źrebninę ( tak,
jedzą tu małe koniki) i walenie, od jakiegoś czasu ryby i owoce
morza- możę wydaje się dziwne, ale rybołóstwo na Islandii nie
jest tradycyjną formą zdobywania pożywienia- popularne zrobiło
się tu dopiero w XX wieku. Od wielu lat spożywa się więcej
wołowiny ( islandzkiej, rzecz jasna!) i drobiu, ale nadal,
najpopularniejszym mięsem jest tu tzw <i>lamb</i>, czyli jagnięcina.
Dodaje się ją nawet do parówek. Najwięcej szynek w "islandzkiej
biedronce" jest zrobionych z owiec. Kilogram piersi z kurczaka
jest w tej samej cenie co barani udziec. </span>
<br />
<br /><br />
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Islandia nie istnieje bez owiec. To
proste stwierdzenie, które w pełni oddaje ducha tej wyspy. Bo owce
są wszędzie, są najczęstszą przyczynąwypadków drogowych, pisze
się o nich tradycyjne poematy, nosi się zwetry z ich wełny. Są
wrośnięte w islandzką kulturę bardziej niż ludzie, choć to oni
je tutaj sprowadzili. Ale...ludzie na tej nieprzyjaznej wyspie na
pewno, przez wieki, od kiedy osiedlono się w śedniowieczu, na pewno
by bez nich nie przetrwali. To, jak ważne są dla Isladczyków
definiuje nawet język. Staroislandzkie słowo <i>fe </i>oznaczło
jednocześnie owce i...pieniądze. Kto miał owce, ten był bogaty.
Najprostszy wyznacznik tego niegdyś prostego, silnego ludu. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Owce zostały sprowadzone na Islandię
około 1100 lat temu, przez Wikingów. Podobnie jak ludzie, izolowane
od obcych wpływów, stały się unikatowe. Może nawet bardziej.
Nigdy nie krzyżowane z żadną inn a rasą, pozostały niezmienne od
IX wieku. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Kto widział polskie czy angielskie
owce, rozliczne rasy w zoo dla dzieci, widząc islandzką owcę w
jakiś sposób zauważy jej inność, odrębność. Mieszkańczy
wyspy doskonale zdają sobie sprawę z inności swoich skarbów,
dlatego żadna owca, pochodząca z kontynentu nie ma prawa pojawić
się na Islandii. Co więcej, gdy islandzka owca zostanie wysłana
"za granicę", czy może raczej za ocean...nie ma prawa
powrotu. Bo co, jeśli zaszalała w jakiejś innejh hodowli i przez
to sprowadzi do swojego stada jakiegoś obcego genetycznie przybysza?
Tak oto dba się o odrębność owiec. </span>
<br />
<br /><br />
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Co więcej, nie wszystkie owce na
Islandii są takie same. W każdym owczym stadzie istnieje pewna
"owca- lider". Ma nawet specjalną nazwę w języku
islandzkim, mianowicie- <i>forystufe. </i></span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><i>Forystufe</i> jest pewnego rodzaju
przewodnikiem, najbardziej hardą owcą z hadrych owiec smaganych
wiatrem i żywiących się niezwykle pachnącymi ziołami. Nadal, nie
jest to obca rasa, ale badania naukowe udowodniły, że owca- lider
różni się trochę genetycznie od pozostałego stadka. I widać to
na pierwszy rzut oka. Najczęściej owce te są opisywane jako
"długonogie, chude, sprawne i elastyczne barany z ogromnymi,
inteligentnymi oczami". Są trochę większe od "regularnego
stadka", mają naprawdę lekki i szybki sposób poruszania, a
ich runo jest zazwyczaj ciemniejsze. Forystufe jest z reguły
największym skarbem w stadzie każdego islandczyka i to najczęściej
ten osobnik jest przedstawiany na słynnych konkursach na najbardziej
wartościową owcę w wiosce/ regionie/ na Islandii. Prawdopodobnie
to dzięki przewodnikom, wyjątkowo inteligentnym ( intelekt liderów
jest opisywany nawet w islandzkich sagach) islandzkie owce udowodniły
w 2012 roku, jaką są twardą i unikatową rasą.</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Mianowicie, w 2012 roku cała
Islandia pogrązyła się w żałobie. Na północy o wiele wcześniej
niż przewidywano spadł śnieg. Islandzkie owce na zimę zapędzane
są do zagród, latem hasają beztrosko dosłownie wszędzie ale...w
2012 roku zima zaskoczyła pasterzy jak u nas kierowców. Stada
zostały przysypane śniegiem. Wszyscy myślieli że ten skarb został
stracony. Jednak...po 45 dniach wszyscy zostali zaskoczeni, gdy owce
jak gdyby nigdy nic wyszły spod śniegu. Przetrwały. Nie wszystkie,
ale znaczna większość. Można sobie wyobrazić, jacy szczęśliwi
tego dnia byli Islandczycy. Można się domyślić, że oto znaleźli
po raz kolejny potwierdzenie, jak bardzo ich dziedzictwo narodowe
jest niezwykłe. </span>
<br />
<br /><br />
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Bo owce można nazwać dziedzictwem
narodowym. Islandia owcami stoi i widać też wszędzie sotjące
owce. Może nie w Keflaviku, gdzie mieszkam czy Reykjaviku- ale
wystarczy pojechać 20-30 km za stolicę i trzeba być o wiele
ostrożniejszym na drodze. Bo w każdym momencie może na niej
pojawić się owca, czy raczej ministadko trzech sztuk, bo
najczęściej porwadzają się trójkami. O ile na południu,
najchętniej odwiedzanym przez turystów nie ma ich aż tak dużo to,
to wystarczy wybrać się na północ. Owce są dosłownie wszędzie.
Na szczytach gór i klifach. W pobliżu gorących źródeł. Śpiące
na nagrzanym asfalcie. Śpiące na brzegu oceanu. Pasące się na
dachach domów porośniętych trawą. Wszędzie, wszędzie owce,
biegające swobodnie i wesoło. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Myślę, że islandzkie owce są
szczęśliwsze od wielu ludzi w innych krajach. I żyje się im o
wiele lepiej. A nawet gdy idą pod nóż...cóż. Nie dzieje się to
"przemysłowo" i każdy pasterz docenia poświęcenie
swojej owcy. Nie, nie przesadzam. Świetnie stosunek hodowców do
owiec opisuje film "Barany, islandzka opowieść".
Widziałam go parę miesięcy przed ywjazdem tutaj i...sądziłam, że
jest w jakiś sposób przejaskrawiony. Po paru miesiącach pobytu na
Islandii z ręką na sercu mogę powiedzieć- nie, nie jest. To obraz
pokazujący prawdziwy stosunek ludzi do zwierząt, z którymi żyją
i z którymi jakoś się utożsamiają. I uważam...że to piękna
więź. </span>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/SADRDD38zts/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/SADRDD38zts?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br /><br />
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">A jeśli chodzi o smak? Bo przecież
to chyba zasadnicza sprawa, jeśli chodzi o islandzkie owce. Po coś
się je hoduje. I nawet jeśli pasterze mają ze swoimi owcami iście
mistyczną więź, w końcu trafimy do sedna. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Wiem, że wielu ludzi w Polsce nie
przepada za baraniną. Mówią, że to mięso śmierdzące, "spocone"
przez wełnę, twarde...</span><br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Cóż. Nie islandzka baranina.
Uznawana, nie bez kozery, za najlepszą na świecie, ma unikatowy
smak. Co więcej, baranina czy jagnięcina z każdego regionu ma
trochę inny smak bo, jak żartuje mój mąż, "przyprawia się
za życia", jedząc dzikie zioła , charakterystyczne dla danego
miejsca na wyspie. Wypasane, czy raczej puszczone samopas owce
wiedzą, co dla nich najlepsze. Śpiące na plażach, żyjące bez
stresu, włóczące się i czujące się z tym całkiem
bezpiecznie...smakują całkiem inaczej. Sama polubiłam bararinę, a
mój mąż stał się jej niekwestionowanym fanem. W pewien sposób
uzależnił się od baraniny. A ja dodatkowo odkryłam nowe
możliwości w kuchni i parę dni temu miałam okazję się
wykazać...piekąc przez 10 godzin barani, 3 kiligramowy udziec w
brytfannie. Śmiałam się, że gdybym komuś przywaliła tym kawałem
mięcha, to mogłabym zabić. I chyba było w tym sporo prawdy. Ale
zdecydwanie....efekt końcowy był nie tyle śmiertelnie trujący, co
powalający. Kto wie, może jeśli trochę tu posiedzę, jednak stanę
się ekspertką od baraniego mięsa...i może nauczę się robić na
drutach? Przez owce to przecież też rozrywka narodowa. Coś trzeba
robić w ciemne , długie wietrzne wieczory...a zima coraz bliżej.
Coraz częstsze zorze przekonują mnie o tym nieustannie. </span>
<br />
<br /><br />
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;">Więc na koniec...coś nie o baranach.
A o łabędziach. Bo ostatnie już odlatują i zdecydowanie mówią o
tym, że koniec lata czuć nie tylko przez silniejszy wiatr i coraz
dłuższe noce. </span>
<br />
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/TOOb6fSvlnM/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/TOOb6fSvlnM?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span>
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com27tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-60661069993124393412018-09-06T19:18:00.002-07:002018-09-06T19:18:52.592-07:00O paru kobietach poznanych na Wyspie tak po prostu, czyli bardzo kobiecy wpis bez żadnego powodu. <br />
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia.
<br />
Chociaż ona spodobała mi się w jakiś sposób od razu , mimo że
ja jej- niekoniecznie. Ta oryginalna uroda połączona z jakąś
krnąbrnością na pierwszy rzut oka. Energia. “Charekterek”.
Może to wpływ południowego temperamentu, zawartego gdzieś tam w
genach? Chociaż na początku nie miałam pojęcia skąd pochodzi.
Byłam pewna że jest Azjatką. Nie pomyliam się tak bardzo, jak się
potem okazało. Greczynko- Tajka. Bardzo oryginalnie połączenie.
<br />
Myślałam, że jest młodsza, młodsza niż ja.Jest starsza.
Zauważyłam, że wiele dziewczyn, głównie Polek, nie przepada za
nią. Może dlatego, że nie jest typem, który łatwo
skategoryzować. Może dlatego, że ma naprawdę oryginalną urodę i
czuć od niej pewną siłę. Wiele kobiet może się tego bać. Takie
miałam wrażenie obserwując wszystko z boku.
<br />
Z czasem zauważyłam, że uwielbiają ją głównie faceci. Tę
lekko postrzeloną, charakterną Greczynkę. Od jednego ze znajomych
usłyszałam, że wnosi na to lotnisko wiele życia. Ubarwia.
Zaczęłam jakoś uważniej na nią patrzeć. I może miałyśmy
więcej okazji żeby porozmawiać, nawet przelotnie. W końcu
zapamiętała moje imię i przestało ją jakoś drażnić to, że
jestem głośna.
<br />
<div style="margin-bottom: 0in;">
<br />
</div>
Jedno piwo z większą grupą znajomych z lotniska, z którymi
pracujemy w naszym ulubionym barze. Jedno spotkanie, kolejne i tak
jakoś... z czasem zaczęłyśmy więcej rozmawiać. Dowiedziałam
się o niej o wiele więcej. O jej ciekawym życiu. Dość szalonym,
momentami aż nadmiernie wirującym przed oczami. Z czasem, w ciągu
paru miesięcy ja i mój mąż zostaliśmy w jakiś sposób jej
"ulubioną parą", crazy couple, jak mawia. A ja zostałam
jej "baby", jak zawsze do mnie mówi. Jej dziewczyną, jak
nieraz się śmiejemy.
<br />
Kocha koty, jest wegetarianką i tęskni za miłością swojego
życia, z którą nie może być w tym momencie razem. Płacze
rozdzierająco po śmierci 20 letniego kota jej babci, która jest
trochę jak wieddźma. Ona chyba ma to po niej. Śmieszy ją
niezmiernie polski język. Ma trochę problemów, ale jakoś z nimi
żyje. Uwielbia się przytulać i nie przeszkadza jej, kiedy śmierdzę
w pracy olejem od frytek i jestem cała w mące, chociaż ona nie
pracuje w kuchni. Ma cudowny wyraz twarzy, kiedy po wypiciu całej
butelki wina robi mi profesjonalny makijaż, widzę zachwyt w jej
ciemnych oczach, które śmieją się jak oczy dziecka przy
rozpakowywaniu prezentów, kiedy maże mi tymi pędzlami po twarzy.
Bo marzyło się jej od początku, żeby mnie pomalować. Dlaczego?
Tego nie zrozumiem.
<br />
Dla żadnej z nas angielski nie jest pierwszym językiem. Dla niej
jest trochę bardziej "jej", bo mieszkała w USA przez
spory kawałek czasu. Ja kaleczę go mocno, nadal, choć coraz mniej.
Ale to nie przeszkadza rozmawiać nam nieraz o głupotach, a nieraz o
naprawdę poważnych sprawach. To nie przeszkadza w tym, by nieraz
pocieszyć. Bo ponoć wystarczy przytulić. To nie przeszkadza temu,
żeby napełniać się wzajemnie energią. Tą kobiecą energią. Bo
okazuje się, że jednak....kobieta na kobietę zadziała inaczej,
niż mężczyzna. Okazuje się, że tak, nawet ja, momentami pozornie
męska, a tylko w środku kobieca i matczyna, potrzebuję tego
kobiecego kręgu. I potrzebuję "swojej dziewcyzny"...tak
jak i ona potrzebuje chyba mnie. Żeby czasem porozmawiać. Wypić
coś razem. Powiedzieć do siebie "baby". Nic wielkiego.
Obie przecież zostawiłyśmy swoje kobiety w innych krajach. Matki,
babki...przyjaciółki. Obie tęsknimy.<br />
<br />
***<br />
<br />
Poznałam ją w jednym z pierwszych tygodni. Zanim ona zaczęła
pracę w tym samym miejscu co my, w momencie kiedy dopiero co
stawialiśmy pierwsze kroki. Od razu mi się spodobała. Inteligentne
spojrzenie. Cięty żart. Naprawdę ładna buzia.<br />
Z nią mogę rozmawiać w tym samym języku. I jak się okazuję,
mogę z nią rozmawiać godzinami. Od samego początku nie było z
tym najmniejszego problemu. To z nią spędziłam jeden z
najprzyjmniejszych dni na Islandii. "Nasza randka", jak się
śmiejemy. Randka, którą musimy kiedyś powtórzyć ale jakoś...nie
ma okazji. Ale to był naprawdę piękny, powolny, kobiecy dzień.
Kiedy mój mąż był na dodatkowym dniu w pracy, nasz wspólny
przyjaciel był zajęty mistrzostawmi świata, a my miałyśmy czas
po prostu dla siebie. Nie musiałam jej znać długo, żeby poczuć
się jak z kimś, kogo znam latami. Siedząc w kawiarnianym
"ogródeczku", na zewnątrz, bo to był prawdziwie piękny,
ciepły dzień na Islandii. Chyba pierwszy taki w lipcu. Bo tak, to
było w lipcu. Mogłyśmy po prostu pójść po zakupy. przy okazji
zahaczając o kawiarnię. Usiąść potem nad oceanem i wypić razem
piwo, nieśpiesznie. Rozmawiając o mniej i bardziej ważnych
rzeczach. Głębokich i płytkich. Mogąc razem po prostu milczeć.
<br />
Tak, to był piękny, ciepły, kobiecy dzień. Taki, jakiego
czasem potrzebuję.<br />
Czasem mam wrażenie, że to ona, niewiele młodsza ode mnie, a
czasem bardziej świadoma, czasem bardziej zagubiona niż ja
równoważy tę całą męskość w moim otoczeniu. Bo przecież
mieszkam teraz z dwoma samcami, moim mężem i drugim mężczyzną o
tym samym imieniu. Myślałam, że będę mieszkać jeszcze i z nią,
ale przez pewne sytuacje, emocje, zdarzenia, wyszło inaczej. Nie
mieszkamy razem, ale nadal się widujemy. Rzadziej, ale jednak. Bałam
się w pewnym momencie że to wszystko się rozpadnie ale
jednak...jest. Obecna. I czasem swym głośnym śmiechem równoważy
ironiczne komentarze moich mężczyzn o tym samym imieniu. Czasem
sądzę, że w czwórkę bylibyśmy idealni ale wyszło trochę
inaczej.
<br />
W pewien sposób czasem myślę że w tym świecie jakoś ona jest
idealną kompanką i paradoskalnie, czasem przez to bardziej tęsknię
za tymi kobietami, które zostawiłam za oceanem, z którymi
chciałabym pójść do kawiarni, posiedzieć nad jeziorem z piwem.
Tęsknię za tamtymi, ale tu mam ją. I mam nadzieję, że cokolwiek
się nie stanie, będę mogła pójść z nią jeszcze na randkę.
Rozmawiać nieśpiesznie o książkach, społeczeństwie i
pierdołach.
<br />
W jakiś sposób to ten rodzaj czułości, który pojawia się od
razu. Wobec unikatowej energii i tego jednego głośnego śmiechu.
Tak, cieszę się, że znalazłam i ją.
<br />
<br />
<br />
***
<br />
Znam ją krótko. Miesiąc. Co to miesiąc, wobec cały lat
znajomości? Ale od razu między nami zaiskrzyło. Może to podobne
wibracje choć...na jakiej płaszczyźnie?
<br />
Jest śliczna i ogląda się za nią pół lotniska. Ma naprawdę
czarujący uśmiech i potrafi zagadać każdego. Bywa bardzo
otwarta, potrafi każdego zagadać. Ale przy tym wszystkim jest
niezmiernie wrażliwa. Czasem nie ma wręcz skóry. Nadwrażliwa, jak
mówi jeden z mężczyzn, który pracuje razem z nami w kuchni. ten z
którym się kłóci. Ale może kłócą się dlatego, że mówią w
jednym języku? Nie rozumiem tych awantur i nie mogę się nawet
wtrącić ale...i tak bym tego nie zrobiła. Lubię ich oboje.
<br />
Ona kojarzy mi się z kotem. Wdzięczną kotką, która kładzie
się na kolanach i każe się głaskać, kiedy ma ochotę. Tak, to
chyba dobre porównanie. Naprawdę jest taka. A ja...przecież ja
uwielbiam koty.
<br />
Lubię spędzać z nią wieczory. Do tej pory zawsze byliśmy we
trójkę, ja, ona i nasz Bułgar. Jednak teraz on wrócił do kraju
na miesiąc, a my zostałyśmy same. I jesteśmy jakby bliżej.
Rozmawiamy coraz więcej. Coraz poważniej. Dzisja przez pewne moje opowieści aż uroniła łzę. Nie bałam się powiedzieć jej, dlaczego już nie maluję. Albo za kim tak naprawdę tęsknię...w całkiem inny sposób, niż tęsknię za ludźmi, którzy nadal są obecni w moim życiu, ale po prostu nie są na wyciągnięcie ręki. Rozmawiamy ze sobą i widzimy coraz więcej
wspólnych punktów, które mają naprawdę dobry smak.<br />
Uwielbiam się w nią zagłębiać. W jej plany, marzenia. Czasem
w jakiś sposób budzi to i we mnie nowego, jeszcze świeższego
ducha. Czasem i ona z jej pędem do zwiedzania kojarzy mi się
minimalnie z pewną kobietą, której chcę pokazać tej wyspę.
Myślę, że by się polubiły. No bo dlaczego by nie?<br />
<br />
***<br />
<br />
Żyję w jednym mieszkaniu z dwoma mężczyznami. Jednego kocham i znam od 10 już lat. Drugiego poznałam tutaj, ale już mogłabym za nim wskoczyć w ogień- uwielbiam go praktycznie jak brata. I wiem, że gdyby teraz odszedł jakoś, to strasznie bym za nim tęskniła. Ale...nie o nim miałam. Miało być o kobietach.<br />
W teorii zawsze lepiej dogadywałam się z facetami. Kiedyś zresztą o tym pisałam. Ale...ostatecznie, w moim życiu najważniejsze często, finalnie, stawały się kobiety. Najważniejsze- te, które zostawiłam w Polsce i które, mam nadzieję, wszystkie po kolei ale i razem zobaczę w październiku. Może właśnie stąd to docenienie kobiecych wibracji. Bo tęsknię za tymi najważniejszymi, z któymi mogłam się upić sama albo z Mężem i po prostu porozmawiać. Siedząc nad jeziorem albo na mojej kanapie, w tym naszym "otwartym mieszkaniu.<br />
Ważne stają się dla mnie kobiety tutaj. Powoli. Niektóre bardziej. Inne mniej. Te bliżej i dalej. Roześmiana Królowa Hello Kitty ( naprawdę pracuję z królową tegoż dziadostwa), delikatna Chinka która chce się ze mną upić.Te trzy wyjątkowe, o któych chciałam wam powiedzieć. Niektóre wycofane, inne bardziej przebojowe. Wszystkie na swój sposób piękne.<br />
<br />
Jesteśmy ważne dla siebie. Nawet jeśli mówimy różnymi językami, mamy różne pochodzenie. Jakiś rodzaj energii łączy nas mimo wszystko. I myślę, że nie trzeba wiele o tym mówić, bo to coś...co po prostu się czuje. Każda z was ma chyba takie poczucie nieraz. Nieraz musi do niego dojrzeć, ale gdzieś podskórnie czuje to jak przebiegjący prąd.<br />
Myślę, że mężczyźni nieraz widzą te pewne wymiany energii, tak jak my widzimy ich , pomiędzy nimi. Wibrujący testosteron, wibrujące estrogeny. Może to cała tajemnica.<br />
Czujemy jakoś kobiecy krąg albo odczuwamy jego brak, gdy pewnych rzeczy jeszcze nie rozumiemy.<br />
Więc mam tylko jedną prośbę- bądźmy dla siebie dobre. Tak po prostu.<br />
Tak jak kobiety mogą być albo... Tak jak mogą być.po prostu jak ludzie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Sd8nU87OCrA/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/Sd8nU87OCrA?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
Na koniec najbardziej kobiecy kawałek jaki usłyszałam w ostatnich dniach. Cat kocham miłością wyjątkową, niektórzy wiedzą dlaczego...ale może to będzie mój "kobiecy sekret"?<br />
<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-27444514284475876302018-09-04T05:51:00.001-07:002018-09-06T04:40:10.031-07:00O tym, że kupiliśmy auto, czyli parę słów o tym, jak na Islandii stałam się materialistką. Choć może nie do końca. Nigdy nie byłam materialistką. Zresztą, samo to słowo kojarzyło mi się od czasów młodości bardzo pejoratywnie. I nie chodzi mi bynajmniej o znaczenie tego słowa w ramach teroii filozoficznych czy w fizyce, a o znaczenie potoczne.<br />
Kierowanie się w życiu korzyściami materialnymi? Pff! Profani. W życiu chodzi przecież o coś więcej! O doznania, wielkie idee, emocje, przecież źródłem wszystkiego jest miłość a jej nie kupimy! Rzeczy? Pieniądze? To coś, co przemija.<br />
<br />
Być może jako nastlolatka zbyt mocno zaczytywałąm się Fight Clubem, w którym przeraziła mnie wizja "posiadania mnie przez rzeczy, które to ja powinnam posiadać". Być może czytałam zawsze po prostu za dużo książek, w któych milionerzy byli tak naprawdę nieszczęśnikami i w których na Wichrowym Wzgórzu biedny Heathcliff wcale nie znalazł ukojenia gdy dorobił się fortuny.<br />
Inna sprawa- zawsze była, biedna. Nie ukrywajmy, nie pochodzę z bogatej rodziny. Wręcz przeciwnie. Życie z renty matki w małym miasteczku, do tego ojciec przepijający ostatnie gorsze i stale zaciągający gdzieś długi. To nie mogło się udać. Nie mogłam być bogatą księżniczką. Nigdy, od dziecka, nie kupowałam w sklepach drogich ubrań, butów i torebek. Do dzisiaj, gdy mam wydać spore pieniądze na ubrania, które nie są jakoś funkcjonalne, jak te w góry, które nie są po prostu praktyczne, bolą mnie aż zęby. I ostatecznie wybiorę się do second handu. Inna sprawa, że przez to też nigdy nie nauczyłam się szacunku do rzeczy. Szacunek do ludzi mama wpoiła mi swoją postawą bardzo ładno. Rzeczy niszczę z szybkością zatrważającą. Nawet głupie buty, inni mogą chodzić w nich latami, mi po pół roku pękają podeszwy. Jak to robię? To tajemnica, zagadka, której za łątwo nie rozwiązałby nawet i sam Sherlock. Mi się do tej pory nie udało.<br />
<br />
Był nawet okres. kiedy jako nastolatka szyciłam się swoją biedą. Z braku telefonu uczyniłam ideę. Z braku firmowych ciuchów uczyniłam ideę. W końcu zawsze podrygiwał we mnie ten duch punka- anarchisty. Anarchia wyrasta w biedzie, nawet ta nastoletnia i podwórkowa. A przynajmniej, jest jednym z jej powodów.<br />
Z wiekiem wcale z tego nie wyrosłam. Nadal nie przywiązuję się do rzeczy. I o ile jeszcze parę miesięcy temu potrafiłam przywiązać się do książek, jedynej rzeczy, która materialnie była dla mnie cenna ( może dlatego, że ostatecznie chodzi o zawartośc?) tak i książki stały się dla mnie duchami. Zmieniłam setki tomów na czytnik e-booków i czytanie w formie elektronicznej. Bo to, gdy żyje się za granicą, nie ma się swojego domu...jest po prostu praktyczniejsze.<br />
Z wiekiem nie wyrosłam ze swojego jakiegoś buntu wobec materializmu, a wręcz przeciwnie, jeszcze się w nim utwierdziłam, pracując choćby w domu opieki. Gdy ludzie umierali...co po nich zostawało? Garstka rzeczy. Dosłownie garstka, bo nie żyli już we własnych domach. Uzmysłowiłam sobie, jak bardzo rzeczy są kruche. Tak samo jak życia. I jeśli nie mam zamiaru mieć dzieci, jeśli nie mam komu tego przekazać...to tym bardziej, na co mi rzeczy? Tylko to, co potrzebne tu i teraz. Parę ubrań, ulubiony kubek, trochę rzeczy do gotowania w wynajmowanym domu. Coraz bardziej odrzucała mnie idea gromadzenia rzeczy. To, że dają złudne poczucie bezpieczeństwa, koją strach przed przemijaniem wydawało mi się- i nadal wydaje- najokropniejszym z kłamstw. Wszyscy umrzemy, więc po co nam bogactwa? To w jakiś sposób sprawia, że czuję się wolna i pozwalam sobie więcej doznawać. Nie chcę być niewolnikiem rzeczy.<br />
Ale czy można pozbyć się wszystkiego?<br />
<br />
Właściwie, pozbyliśmy się wszystkiego, zmieniając swoje życie. Być może, gdybyśmy byli bardziej przywiązani do rzeczy, albo przyświecała by nam idea wicia gniazda, nie byłoby tak łatwo spakować do dwóch plecaków całego swojego życia i przyjechać na tę Wyspę Wiatrów. Oddałam najbliższym ludziom nawet swoje książki. Rozdałam co mogłam, resztę wyrzuciłam. Naprawdę zaraziłam męża ideą "nic nie potrzebuję" tej wiosny. I spakowaliśmy wszystko, całe życie w dwa podróżne plecaki. W jakiś sposób, czułam się dumna z tego faktu. Do dzisiaj się czuję.<br />
Wyzerowany materialny system. Może przy okazji, wyzerowało się parę innych spraw. Nic nie mam...ale może dlatego jestem wolny.<br />
<br />
A wczoraj kupiliśmy samochód.<br />
Jak to? Samochód? Siedzimy tu 4 miesiące i kupiliśmy auto?<br />
Zresztą, parę tygodni temu wynajęliśmy mieszkanie. Nie mieszkamy już w "akademiku", na małej przestrzeni, a na 80 metrach razem z jednym kumplem, który ma na imię tak samo jak mój mąż i jest współlokatorem idealnym. Co więcej, myślimy o kupnie domu.<br />
Ale...ale jak to? Czy to się nie kłóci z moim "nie wicem gniazda"?<br />
<br />
Cóż. Momentami mam takie wrażenie. Ale...z wiekiem przestałam być tylko odrzucającym wszystko punkiem. Niektóre rzeczy ma się, bo na to wskazuje rozsądek. Praktycyzm. Kupisz dobre raki w góry, żeby nie zginąć. Kupisz tu terenowe auto ( bo jednak, kupiliśmy porządne, terenowe auto) żeby móc zwiedzać. Budować wspomnienia.<br />
Bo rzeczy materialne nie są złem, jeśli nie są celem same w sobie. Jeśli są "po coś". Z wiekiem zrozumiałam, że jednak nie da się żyć bez pieniędzy, jeśli nie jest się siedemnastoletnią squaterką, która może zapłakana wrócić do mamy. Czegoś tam jednaj potrzebujemy. Tylko pieniądze nie mogą być celem same w sobie.<br />
Gromadzenie oszczędności na siłę kojarzy mi się nadal ze smokiem, który śpi na złocie, ale nigdy nie jest szczęśliwy. Ze starcem z Opowieści wigilijnej. Nie, do tego nie chcę doprowadzić.<br />
<br />
Ale przyjechałam na Wyspę. A Islandia trochę zmienia też podejście do spraw materialnych. Jakim cudem?<br />
Nagle, pierwszy raz w życiu....mamy pieniądze. Bo na Islandii żyje się trochę inaczej niż w Polsce.<br />
Nie oszukujmy się, oboje zarabiamy najniższą krajową póki co, póki byliśmy zatrudniani przez agencję ( tu też następuje trochę zmian, ale o tym kiedy indziej). A po trzech miesiącach już mogliśmy wynająć mieszkanie ( chociaż z mieszkaniami jest tu problem) i po 4 mogliśmy kupić naprawdę dobre auto. W międzyczasie byliśmy też w Londynie, gdzie mój mąż kupił świetnego laptopa ( gamingowego, jednak jest graczem), a ja kupiłam czytnik do książek. Wszystko w jakimś celu, a wspomnień z Londynu nie zabierze nam nikt ( chociaż stwierdzam, że to paskudne miejsce na ziemii, to jednak byłam tam w najlepszym towarzystwie). Myślimy o kupnie mieszkania a nawet domu. A w marcu mamy lecieć na Filipiny.<br />
Co tu się odpierdala?<br />
Zarabiamy najniższą krajową ale...to nie działa tak jak w Polsce. Z jednej pensji można normalnie...żyć. Nie walczyć o przetrwanie, a żyć. Opłacić spokojnie rachunki, odłożyć troszkę i jeszcze jechać na wakacje. Może nie 8 razy w roku czy też lecieć co weekend do Alicante albo Barcelony jak Islandczycy- snoby, jak mówił o bogatych Islandczykach mój ulubiony, nastolatek z którym pracowałam i który z dziada pradziada jest Islandczykiem ale...nadal stać cię po prostu na życie. Na wychowywanie dzieci.<br />
<br />
Na Islandii żyje 320 tysięcy ludzi, w przybliżeniu. Jest też coraz więcej imigrantów ( 12 tys Polaków, pełno Filipińczyków) których, o dziwo, Islandczycy szanują. Bo w ogóle Islandczycy są w większości bardzo miłymi ludźmi, choć na początku ze sporym dystansem i lekkim przerażeniem wobec inności. Przywykli do swojej izolacji. Ale to temat też na innego posta.<br />
Przechodząc do meritum, po 4 miesiącach bycia na Islandii, bycia imigrantem, pracującym w gastronomii...czuję się tu nadal jak na wakacjach. Jakbym okazyjnie chodziłą do pracy. Zdecydowani, żył sobie nie wypruwam, a przy okazji zarabiam.<br />
Na Islandii nikt nie zabija się o przetrwanie. Dlatego w pewien sposób islandzki materialim...jest inny. Oni nie przywiązują się do rzeczy, po prostu kupują to co im się podoba, to co im się przyda. A potem niekoniecznie wielce są tego niewolnikami, co widać nieraz po zaniedbanych i porzuconych domach albo po porzuconych na poboczach autach. Jedyne do czego się przywiązują to chyba swoje owce, język i wyliczanie korzeni z dokłądnością co do 12 pokolenia. Rzeczy? Rzeczy przeminą! Może ci je zabrać pierwszy lepszy sztorm, wybuch wulkanu,...ale póki je masz, to się z nich ciesz, korzystaj. Najlepiej praktycznie.<br />
Spokojny, islandzki materializm przemawia do mnie. Ten...niekonsumpcyjny, bo Islandia nie jest krajem typowo konsumpcyjnym. Jest za mało ludzi, żeby stała się rynkiem zbytu dla wielu korporacji. Dlatego jeśli ktoś kocha kosmetyki, bycie ich testerem- to nie jest kraj dla niego. Jest tu tylko kilka sprawdzonych firm kosmetycznych. Moj ulubiony islandzki nastolatek nie wiedział o co chodzi, gdy żartowaliśmy, że ma tak piękne włosy, że mógłby być modelem firmy Schwarzkopf. Tej firmy tu nie ma. Po prostu.<br />
Rynek nie jest zalany masą produktów, to co dobre, sprawdzone zostaje. Nikt nie zabija się o klientelę. Największy wybór jest chyba w samochodach ale...to dlatego, że są tu potrzebne. Przez pogodę. No bo jak iść do sklepu w śniegu, który pada poziom, a najbliższy sklep nie jest pod domem, ale oddalony o dobre 5 km? Dlatego przeciętny Islandczyk zmienia auta jak rękawiczki. I inwestuje w dobre, trekkingowe buty. I kupuje dużo Coli.<br />
<br />
Podoba mi się ten spokojny islandzki materializm, może dlatego, że...po raz pierwszy w życiu mogę iść do sklepu i nie liczyć pieniędzy. Nie tak jak w Polsce, ze zmartwieniem, czy wystarczy mi do pierwszego. Zarabiając, powtórzmy, najniższą krajową. Widzę wreszcie spokój w moim mężu, który zawsze przecież jest tym, który martwi się o nasze przetrwanie, bardziej niż ja, mimo wszystko trochę nastolatka z podejściem "jakoś to będzie". Widzę, że przestał obgryzać skórki u rąk i jest odprężony. Też czuje się jak na wakacjach. Widziałam jego radość, kiedy w Londynie byliśmy w restauracji i mogliśmy zamówićwszystko to, na co mamy ochotę, a nie to, na co nas stać. Łącznie z butelką wina.<br />
Islandia jest bardzo drogim krajem dla turystów, ale przez to, jeśli zarabiasz tutaj, żyjesz..cały świat stoi dla ciebie otworem. To jest chyba klucz. Londyn? W porządku. Filipiny? Może Ameryka Południowa? Wielu ludzi zarabia tu na swoje marzenia, a wielu...zostaje. Bo ten spokojny materializm przyćmiewa walkę o przetrwanie w innych częściach śiata.<br />
Choć może tak naprawdę to nie materializm. Może to złe słowo. Bo tak naprawdę, nue przywiązujesz się tu do rzeczy. nie skupiasz się na nich/...bo nie musisz. Nie walczysz o przetrwanie. Po prostu żyjesz. tym powolnym, leniwym rytmem z wiatrem wyjącym za oknem. I może dzięki temu możesz skupić się na rzeczach ważnych. Może dlatego Islandczycy mają duże rodziny, Islandki rodzą przeciętnie około 3 dzieci. Bo co najważniejsze...mają też czas, żeby zjeść z nimi śniadanie. Nawet my, imigranci, przeisąkamy tym stylem życia i w trójkę siadamy sobie rano do stołu, ja, mój mąż i nasz współlokator. Spokojnie pijemy herbatę albo kawę, zaczynając dzień. Głaszcząc kota i patrząc na lejący za oknem deszcz. Na ten deszcz patrzy się jednak z jakąś pogodą ducha.<br />
<br />
Możemy planować. Kolejne podróże, doznania. Mogliśmy kupić auto, które będzie nam potrzebne zimą, gdy nie będzie jak dojechać do pracy niczym, co nie ma napędu na 4 koła. Dzięki któremu wjedziemy na Interior, który przecież mi się tak marzy. Auto nie jest tu wartością samą w sobie. Auto ma wartość, bo pozwala na więcej. Na niezależność.<br />
Pieniądze nie są wartością samą w sobie. Wartość mają, gdy kupujesz bilety lotnicze do różnych zakątków świata. Inwestujesz w doznania. O to przecież chodzi.<br />
<br />
A dom? Nie wiem, czy chcę zostać na Islandii do końca życia, chociaż coraz bardziej się do tego przekonuję. Pierwsza zima wszystko zweryfikuje, przecież dopiero potem na wierzch wyjdą pewne tęsknoty...więc dlaczego chemy kupić dom?<br />
Cóż. W Polsce kredyt na dom kojarzył się z łańcuchem. Uwięzieniem. 40 lat smyczy i ciułania każdego grosza. Zdecydowanie, nie przemawiało to do mnie, ani nawet do mojego męża. Tutaj...dom możemy kupić w ciągu 7-10 lat. Mając nadal czas i pieniądze na inwestowanie we wspomnienia. Możemy kupić dom, spłacić go w ciągu 10 lat i...nawet potem wynajmować. Żyć na tym świecie za pieniądze z wynajmu na Islandii? Brzmi całkiem nieźle, nawet jeśli Islandia by nam się znudziła, prawda?<br />
Ale ta wyspa chyba tak szybko mi się nie znudzi. Przez swoje piękno, spokój odnajdowany w jej szaleństwach. Przez lawę. Ogień i lód. Im bardziej jąodkrywam, tym bardziej czuję że jest...moja.<br />
Może rzeczywiście ma szansę stać się jednym z moich domów. Nawet dosłownie.<br />
Nieśmiało myślimy więc o kupnie domu. Bo kto wie. Może wtedy zbudujemy gniazdo nie tylko dla siebie, ale dla kilku innych osób, które póki co walczą o przetrwanie dalej, w trochę innym świecie, w którym może jest więcej słońca...ale mniej ukojenia?<br />
Kto wie. Możę dlatego właśnie myślimy o tym tak jaskrawo w ostatnim czasie.<br />
Wyciąć niektórych w wycinanki życia, z tamtej mapy i wkleić ich na Wyspę...kto wie.<br />
<br />
I możę ktoś uzna, że wyrosłam z punka, idei i stałam się materialistką. Ale...z takim materializmem jest mi zdecydowanie dobrze. I nie mogę się doczekać pierwszej prawdziwej wycieczki po islandzkich bezdrożach naszym nowym autem.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/4F-CpE73o2M/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/4F-CpE73o2M?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<br />
Bo może też to kolejny etap, w którym dorosłam.<br />
Żyję blisko oceanu, wpatruję się w kraby z butelką nie rumu, a ginu, bo wolę gin.<br />
I nie muszę czekać, aż mnie obejmie. Nie tylko moja miłość. Ale i...życie.<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-7116160492148814422018-09-01T04:04:00.000-07:002018-09-01T04:04:37.522-07:00O paradoksie historii miłosnych nadmierne gdybanie. Znasz przecież wiele takich historii. I zawsze to zupełnie inaczej, gdy w nich uczestniczysz. Zupełnie inaczej, gdy stoisz z boku.<br />
Jest inaczej, gdy sama jesteś aktorką na tej scenie. Inaczej gdy biernym widzem. Inaczej. gdy to całkowita retrospekcja, widma majaczące gdzieś w oddali, ale nadal żywe. Istne Dziady wołające echa dawnego szczęścia i bólu.<br />
<br />
Każda z tych historii miłosnych jest w jakiś sposób taka sama. Każda jest wyjątkowa. Jak te wszystkie scenariusze pisane przez życie- gdzieś już wcześniej pojawił się ten pomysł. Postać tragiczna. Hamletowska egzaltacja. Rozpacz Romea który stracił Julię. Zazdrość Otella. Zdrada Desdemony. Poskromienie Katarzyny. Letnie miłości Hermii i Lizandra, krótsze niż sen nocy letniej, ale jakże intensywne. Demoniczność i manipulacje godne Lady Makbet, która, ostatecznie...też przecież kochała.<br />
Oni wszyscy kochali.<br />
My wszyscy kochamy. Kochaliśmy. Chcieliśmy kochać, nawet jeśli dopiero z czasem odkryliśmy, że to nie dla nas, to jednak, gdzieś tam kiedyś, po drodze- chcieliśmy. Otarliśmy się o to, nawet nurzając się w nadmiernej samotności, która rodzi różnego rodzaju głód.<br />
<br />
Znasz te historie. Mieszające się wątki, które w jakiś sposób zawsze są wyjątkowe, ale przypominają coś, co już się zdarzyło. Coś, co widziały oczy. Czasem nawet coś, co samemu się odczuwało.<br />
Znasz złamane serca. Ten ból rozłamu. Bo serce łamie się na różne sposoby, przez różne zdarzenia, różne miłości, nie tylko te z historii Romea i Julii. Ale może to fakt, większość złamanych serc znasz z otaczających cię jak w galerii obrazów. Twoje serce ma się przecież całkiem dobrze, bije miarowo, nie nosi wielkich blizn.<br />
Czujesz się więc czasem widzem w wielkiej hali Luwru, czasem znów malarką, gdy przechodzisz do sali pełnej intensywnych barw radości i spokoju.<br />
Ale po drodze mijasz też inne sale, inne płótna.<br />
<br />
Miłość rozdzieloną przez śmierć znasz aż za dobrze. Tę dojrzałą miłość która nie umierała, mimo że umierały ciała. Widziałaś teżdopiero co rozkwitające uczucie, tę miłość kiełkującą jak przebiśniegi pod śniegiem, ściętą nagłym mrozem śmierci. Znasz łzy prawdzowej straty. Własne- postaci drugoplaniwej, widza- i cudze.<br />
Znasz złamane serca przez zdrady. Znasz smutek ludzi, których uczucia po prostu się skończyły, wypaliły. Niezgodność charakterów. Problemy które zabiły namiętność i zapał. Codzienność, bywajca dla miłości bardziej mordercza niż wszelkie choroby i wypadki świata.<br />
Znasz szczęśliwe historie, happy endy w które nieraz aż ciężko uwierzyć. W tej sali czujesz się cudownie. Widzisz na obrazach z życia czyichś dziadków żyjących ze sobą 60 lat i oddychających cicho w wieku 80 lat. Oddychają cicho, żeby wiedzieć, kiedy ten drugi zatrzyma swoje serce. Znasz tych ludzi. Znasz własny happy end, choć przecież...gdzie tu end? Znasz swoje happy tu i teraz.<br />
<br />
Znasz cudze rozczarowania przez twoje szczęście. Znasz cudze rozczarowania przez inne nagromadzone szczęścia. Albo nieszczęścia. Niepełności. Pustki. Blizny. Rany które się nie goją.<br />
Szarpanie emocji na smyczy, ich zrywanie. Zamykanie serca w klatce i to nie tylko tej z żeber.<br />
Te smutne spojrzenia. Godziny rozmów. Setki historii słyszanych, gdy opowiadali je najbliżsi. W ciszu twojego pokoju, przytuleni, z cicho cieknącymi łzami po twarzy. Tyle samo zasłyszanych przypadkiem. W barach i szpitalach, mówione jakby chórem, śpiewane całkiem solo. Wszystko razem i wszystko z osobna.<br />
<br />
<i>Już zawsze, zawsze, będę cię kochał. </i><br />
<i>I will always love you. </i><br />
<br />
Brzmi zupełnie inaczej. A jednak brzmi tak samo.<br />
Inne słowa, inne języki. Zresztą, angielski nie jest pierwszym językiem dla żadnego z nas. Ani dla mnie, ani dla niego. Co za różnica? Nie musiałby mi tego mówić zresztą w żadnym z języków. Ta historia którą poznałam jest ta sama.<br />
<br />
<i>Mimo to zawsze, zawsze będę cię kochał</i><br />
<i>Chociaż ranisz, zabjasz słowami</i><br />
<i>I pewnie nigdy nie będzie tak samo</i><br />
<i>To nie chcę cię stracić.</i><br />
<br />
I na cóż nam poezja? Na cóż nam słowa? Setki wierszy. Piosenek. Obrazów. Ostatecznie, bez słów, na twarzach wygląda to tak samo. Ten sam ból, choć każdy tak inny. Ale to samo cierpienie oplata cały świat. Niezależnie w jakim języku mówimy.<br />
<br />
Historie słyszane w pełni w cudzym języku. Historie czytane między wierszami w tym, w którym powinnam zrozumieć najlepiej. Ale język nie ma znaczenia. Złamane serce boli tak samo niezależnie od języka którym mówimy. Kraju z którego pochidzimy, rasy, wyznania. Podobne jest to spojrzenie, ciemnych czy jasnych oczu, to nie ma znaczenia.<br />
Podobne są historie pełne samotności. Nienasyconego głodu, który istnieje po prostu, niezależnie, czy ktoś przetrącił nas odrzuceniem wszystkie kości w naszym ciele, tak że nie można podnieść się z łóżka.<br />
<br />
Mam nadzieję, że przez cały świat, nieustannie, przetacza się czasem taki sam grymas szczęścia. Uśmiech płynący wprost ze szczęśliwego serca. Na chwilę zapełnionej pustki. którą każdy z nas przecież nosi. Wykrzywienie twarzy w orgazmicznej przyjemności, radość miłości i pożądania jednocześnie. Grymas spełnienia chociaż w tym jednym momencie. Zresztą, wszyscy chyba chcemy w to jeszcze wierzyć. Inaczej...po co byśmy w ogóle próbowali? Trwali? Czy to nadaje nam wartość?<br />
Ja wierzę, bo przecież sama się śmieję. Sama wykrzywiam swoją twarz.<br />
<i><br /></i>
<i>Więc jak miała na imię?</i><br />
<br />
Czasem nie powinnam pytać dalej, słysząc strzępki historii. Czasem powinnam się zatrzymać i sama siebie nienawidzę, gdy nie zahamuję w porę tego rozpędzonego pociągu. Niewinne sarny tracą życie na tych torach.<br />
Czasem twarze stają się jeszcze smutniejsze a ja ganię siebie. Nie drąż Szopie. Nie bądź suką, nie stawaj się nią dlatego, że chcesz komuś oczyścić ranę. Nie każdy potrzebuje, byś jak dziecko wkładała w ten ropień scyrozyk i grzebała, grzebała, grzebała... Zwłaszcza. gdy wcale nie jesteś przyjacielem. Nikim bliskim, tak naprawdę, jesteś tylko chwilowym pampersem na brud bo tak wyszło, jakoś przypadkiem...<br />
I czasem się nie powstrzymasz. Zapytasz. Twarz tężeje. Niby ból widać w twarzach tak samo...ale w każdej jest ten wyjątkowy blask. Ten blask momentu cierpienia, najjaskrawszy moment, który chciałoby się utulić. Wobec którego chciałoby się przysięgać, że będzie tak samo, kiedyś wiatr będzie tak samo wiał, chciałoby się przysięgać, wiedząc jednak, że to kłamstwa. Nigdy nie będzie tak samo. Ale czasem będzie jeszcze wspaniale. Zamiast blasku bólu pojawi się blask szczęścia i...<br />
<br />
Tak naprawdę można w to wierzyć. Mieć nadzieję. Ale nie można przecież niczego oczekiwać. Ale czy istnieje jakakolwiek reguła?<br />
Nawet w happy endach ranimy się słowami, codziennością, musimy nieraz walczyć. O siebie. Troszczyć wzajemnie, by ostatecznie nie rozłamać serca na pół. Bo nawet jeśli wierzymy w wieczność, wiemy, że zawsze będziemy się kochać, potrafimy gryźć się jak psy. To też jedna z reguł miłości, niezależna od języka, któym mówimy. Kochamy, ale w niektóych historiach to za mało. W innych w zupełności wystarcza.<br />
Więc skoro wszyscy kochamy, dlaczego tak często nie potrafimy się porozumieć, w uczuciach i historiach tak podbnych, w tym samym bólu, choć innym, w dążeniu do tej samej radości?<br />
<br />
<i>I pada bardzo mocny deszcz</i><br />
<i>Słów które nigdy nie powinny paść. </i><br />
<br />
Znam setki historii. Miłosnych bardziej lub mniej. Pozornie tragicznych, prawdziwie prozaicznych. Czasem jestem biernym widzem, czasem aktorką drugoplanową. Czasem zdaję sobie sprawę, że przecież sama uczestniczęw jednej historii, całym swoim życiem. Cieszę się, że przypadła mi taka a nie inna rola. To prawda. Pełna spokoju i tylko chwilowych burz. Pełna radości i tylko nieznacznych łez od czasu do czasu, bo przecież jesteśmy ludźmi. Tymi, którzy są tak blisko, że nieraz trudno coś wcisnąć pomiędzy.<br />
Bo jest tyle innych scenariuszy. Ale jeśli wiemy, że zawsze, zawsze będziemy się kochać to...czy jest inna możliwość?<br />
<br />
Wszystkie te historie takie podobne, choć każda jest inna. To pewien paradoks, który od wieków fascynuje nas bardziej niż czarne dziury i to, czy istnieje bóg. Bo nikt z nas nie chce byc tak naprawdę bogiem. Ale każdy z nas chce kochać. Niezleżnie, jakim językiem mówi, jaki ma kolor skóry i gdzie się wychował.<br />
Może, ostatecznie, to miłość jest bogiem.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/LmhgYmHEQEA/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/LmhgYmHEQEA?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-19911523930204449332018-08-31T04:22:00.004-07:002018-08-31T04:22:56.319-07:00O tym, że czekam na zimę, w której chcę zastygnąć na dobre. Wiatr wyjący za oknem. Ciężkie, ołowiane chmury przetaczające się po miebie, które wydaje się być niezwykle blisko. Przecież tych chmur prawie można dotknąć. Coraz szybciej zapadający mrok.<br />
Zima, którą już teraz czuje się w kościach, gdy podmuch nie tylko liże skórę, ale przenika aż do szpiku tej najtwardszej tkanki. Naprawdę nie można się uśmiechać, gdy mija się ludzi na ulicy. Zęby bolą tu nie tylko od nieudolnych prób nauki dziwnego języka.<br />
Nic dziwnego. To przecież Islandia.<br />
<br />
Islandia, na której kończy się lato. To krótkie i intensywne, to, którego nikt by nie nazwał latem w Polsce. Deszczowe, kapryśne. Ale momentami pełne słońca, które z wiatrem opala szybciej niż jakiekolwiek inne. Pełne śpiewu i krzyku ptaków, mew biegających po trawnikach.<br />
Ale i ptaki już zbierają się do odlotu. Nie ma już ich gniazd na klifach. Stada gęsi i arktycznych łabędzi lądują nagle w sercu mojego małego miasteczka, które tu jest trzecim co do wielkości miastem i zaburzają leniwy, i tak pogubiony ruch uliczny.<br />
<br />
To wszystko takie egzotyczne, a takie naturalne. Poznałam już lato i czuję jego koniec. W pierwszej zobaczonej zorzy, która wręcz wywołała łzy, bo przecież zobaczenie zorzy polarnej to kolejne spełnione marzenie. A będzie tych widoków jeszcze więcej. Też zimowych. Poznałam lato, ale coś we mnie nie możę doczekać się zimy, tej ponoć groźnej, nieprzewidywalnej, tej, w czasie któej naprawdę można zrozumieć czym jest islandzki wiatr, który potrafi przerwacać samochody, sprawia że ocean wdziera się na ląd tam gdzie wydaje się to niemożliwe, wyje nocami. Śpiewa tę pieśń, której nie usłyszy się nigdzie więcej.<br />
Czekam. Na długą noc, mrok, który przez dwa miesiące nie jest rozświetlany jasnym światłem, co najwyżej jego szarą namiastką. Może zwariuję. A może to przyniesie mi ukojenie, takie, ktorego jeszcze nie zaznałam. Może moje niepokoje spotkają się z moją obsesyjnie wręcz spokojną naturą.<br />
<br />
Na Islandii poznaję siebie na nowo. Drastyczne zmiany zmieniają te mniej głębokie warstwy człowieka. Rdzeń zostaje taki sam, przecież bez niego ja, to nie ja. Ale widzę, jak zmieniają mnie te 4 miesiące, mimo że w lustrze widzę dawną siebie. Dawną. Bo te miesiące w pewen sposób są jak lata. Tak, mam wrażenie że osiadł na mnie zapach oceanu i siarki, zimnych kamieni i ptasich piór. Wiatr wcale go nie rozwiewa, tylko kolejnymi smagnięciami naciera moją skórę, tak że to wszystko staje się moją części.<br />
4 miesiące całkiem innego życia. Staję się inna, wyspa staje się moją częścią. Choć ja to ja. Wtapiam się w nią jednak jak lawa spływająca w ocean i zastygająca na wieki w swej czerni.<br />
<br />
Czasem jednak zdaję sobie sprawę jak mało to czasu. Jak niewiele jeszcze wiem. Ilu miejsc nie widziałam. Nie dotarłam przecież do środka lądu, tej najdzikszej, ciężkiej do zdobycia części. Nie poznałam jeszcze zimy, prawdziwego wiatru i mroku. Jestem jak dziecko uczące się cały czas mowy i chodzenia.<br />
Jestem jednak jak dziecko w nowym domu.<br />
Czy tęsknię za tamtym?<br />
Tak trudno mi powiedzieć. Tęsknota nie szarpie moich trzewi. Czasem to ukłucie, gdy widzi się pojedyńczą twarz, oddaloną o ponad trzy tysiące kilometrów, widzi się twarze na ekranie komuputera. można wymienić myśli za pomocą bitów i bajtów, bo przecież to jedyna możliwość. Ale to nie tęsknota szarpiąca, tylko budująca.<br />
Coś jednak czasem wyrwie mnie bardziej z zastygania. Gdy ktoś z poprzedniego świata, poprzedniego życia mieszkał w moim domu, odkryłam, dotarło do mnie mocniej, że tęsknię za tym, co robiłam w Polsce. Tęsknię za zapachem środka dezynfekującego, krwi i ostrymi przedmiotami. Może za widokiem bólu. Może za czymś więcej, co od zawsze było mi trudno zdefiniować. Tęsknię za swoją pracą. Ukłucie, które też nie powoduje płaczu. Powoduje tworzenie planów, żeby wrócić do pracy...ale nie w Polsce. Żeby wrócić do pracy ale w tym kraju, gdzie płacze wiatr. Na mojej, już mojej wyspie.<br />
Czasem coś wyrywa mnie z zastygania i okazuje się, że gdy żęgnasz się na lotnisku z ludzmi z poprzedniego świata, innej rzeczywistości masz na wierzchu prawie łzy. Po co? Dlaczego? Nie znamy sie aż tak dobrze. Nie znamy się latami, po prostu pracowaliśmy razem. Ale narasta ci ten skrzep w gardle, czujesz smutek nawet w opuszkach palców. Nie rozumiesz dlaczego. Może to jednak tęsknota za tamtym światem. A może to po prostu wyjątkowi ludzie. Tu też poznałaś wielu wyjątkowych, ale masz ich blisko. Szybko się przywiązujesz, Szopie., wiemy to nie od dziś, ale przecież nie do każdego po kolei. Tylko do ludzi wyjątkowych.<br />
Najchętniej wzięłabyś więc nożyczki, wykroiła ich z innego świata, jak dziecko w przedszkolu, wycięłabyś pewnie koślawo swoją lewą ręką i przykleiła tu, na wyspę. Zmieściliby się. Wyspa jest małym pumktem, ale tylu ludzi znajduje tu dom. Tak spokojny dom, mimo zimna i deszczu.<br />
<br />
Tak, odczuwasz braki. Ukłucia. Ale każde kolejne nie powala cię na kolana, tylko mobilizuje. Zawsze miałaś taką naturę, gdy coś próbuje cię zakopać, ty tworzysz tym drogę ucieczki. Ale tym razem czujesz w tym więcej siły. Może to woda z kranu, która płynie z lodowca, wsącza w twoje żyły jeszcze więcej chłodnego spokoju. Byleby jednak nie stracić też ciepła.<br />
Byleby nie stracić ciepła i zimą.<br />
Islandia stała się moim domem latem. Czy będę umiala tu dalej przetrwać? Czy oboje będziemy umieli? Nie czujemy strachu, tylko ekscytację. Czułam ją wczoraj, leżąc w łóżku z moim mężem, w jego 30 ste urodziny, gdy zasypialiśmy wtuleni w siebie, a za oknem szalała pogoda. Ta, która zwariowała zaraz po tym, gdy ludzie z tamtego świata wsiedli do samolotu.<br />
Pogoda jest tu przecież kluczem. Nigdzie chyba nie liczy się tak, jak tutaj. To ona daje siłę i ona osłabia.<br />
<br />
Jestem tu 4 miesiące a wszystko wskazuje na to, że zostanę jeszcze dłużej. Może na długie lata. A możę zastygnę jak lawa na zawsze?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/LS8J3ZxIgfo/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/LS8J3ZxIgfo?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<span style="font-size: x-small;">Cudowny kawałek i teledysk polskiego artysty, mający zapach i klimat Islandii...nie tylko na teledysku. Taka trochę nowa, chwilowa milość. </span>Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-45175642321694907102018-05-15T04:05:00.001-07:002018-05-15T04:13:57.579-07:00O ptakach uczących się latać i ludziach uczących się skakać na pociągi. Może faktycznie, żeby nauczyć się latać, trzeba odważyć się wyskoczyć z gniazda.<br />
Żeby zobaczyć naprawdę świat, trzeba zaryzykować. I kiedy poleci się już raz, posmakuje się nowego doznania, pełnego swobody, poczucia wolności, będzie chciało się już latać zawsze.<br />
Tak jak ptaki.<br />
<br />
Islandia jest dla ptaków istnym rajem. Widać to nawet zza mojego okna. Po trawniku biegają śliczne siewki złote, będące tu symbolem początku lata. Gdy rano idę na autobus, który ma mnie zawieźć do pracy, słyszę nie tylko szpaki i wróble, ale mewy i kuliki. Często tuż pod moimi nogami przelatują cudowne czarno- białe ostrygojady. Ich dzioby i nogi są tak czerwone, że zdają się być żywą, tętniczą krwią.<br />
Nieraz to właśnie krzyk mew budzi mnie rano. Ich kłótnie albo...krakanie kurków. Tych jest tu również sporo. I to przecież kruk towarzyszył nam podczas pierwszego poranku na Islandii, w samem sercu miasta. Spotkaliśmy go idąc po nasz pierwszy islandzki chleb, tuż po świcie, kiedy siedział na latarni i najzwyczajniej w świecie jadł swój posiłek i jakby próbował się przywitać. To krucze gniazdo znaleźliśmy 5 kilometrów od naszego domu, tuż pod skalnym nawisem, to je czasem chcemy odwiedzać i sprawdzać, jak ma się nasza ulubiona krucza rodzina, żyjąca w tym innym świecie, całkiem pozbawionym drzew.<br />
<br />
Wydawałoby się, że skoro nie ma drzew, lasów, to nie ma tu życia. Można się szalenie pomylić. Bywa go tu więcej, niż w lasach. Tylko trzeba się mu uważniej przyjrzeć. Zatrzymać na chwilę. Posłuchać.<br />
Trzeba wyczuć ciszę. Dlatego to ptaki mają tu swój raj, nawet jeśli nie ma drzew.<br />
Ale gdzie budują gniazda?<br />
Wprost na ziemi. Choć tam mogą im nieraz zagrażać pojedyncze polarne lisy, które przemykają pomiędzy zaroślami.<br />
Jednak wiele ptaków znalazło lepsze miejsca. Tuż nad brzegiem morza.<br />
Klify, których jest w Islandii niezliczona ilość.<br />
To dlatego żyją tutaj burzyki i wydrzyki. Niezliczone gatunki mew. Alki. Maskonury, których połowa światowej populacji gniazduje właśnie tutaj. Jest ich tyle, że Wyspiarze przez wieki jedli ich mięso ( jednak przez zainteresowanie turystów tymże produktem ma być wprowadzony zakaz polowania na te piękne ptaki). Ich zabawne, piękne postacie stały się nawet nieoficjalnym symbolem Islandii.<br />
Nie widziałam jeszcze maskonurów, choć jest to jedno z moich marzeń, podobnie jak zobaczenie zorzy polarnej i wyskakujących ponad wodę humbaków.<br />
<br />
Wczoraj jednak miałam okazję zobaczyć już niektóre cuda Islandii. Parująca ziemia, dymiące kratery niespełna 20 kilometrów od naszego domu? Istny cud geotermalny na półwyspie Reykjanes, północny kraniec półwyspu. Dymiący, parujący, wrzący.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dwVwd1OzRmsyUdkepxHCcWR8C8xt5xClubvkC2vnJJ2gglxEB-XSvheyS3NxEVkrWHlQhpw-4bgFxXT6oGuBg' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dxzSvkN6nX7p_JiyMMGoOSEb2EjY8jh_hhxqRgMO8_KFsG6WQYC2Ft5ZxtEAdc8KR2ZjCpew8wERR5_MF1wNA' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
Parująca ziemia, istny Mars na Błękitnej Planecie w zasięgu ręki robi wrażenie. Najcudowniejsze jednak jest, jak szybko wszystko się zmienia. Ulega przekształceniu.<br />
Idziesz kawałek dalej i widzisz ulubioną latarnię morską Islandczyków. Góruje nad krajobrazem i możesz sobie wyobrażać tylko, jak zbudowana w 1909 roku jeszcze przez Duńczyków, uratowała wiele statków. Jak nadal rozświetla ten północny kraniec półwyspu, który jest tak niedaleko twojego domu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-ss8BC9QGlEE/Wvq6brm-cUI/AAAAAAAAAFc/nj7ktMYh8JEX8T8wbKxgnyQhpnuYSwudACLcBGAs/s1600/WhatsApp%2BImage%2B2018-05-14%2Bat%2B17.21.17.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-ss8BC9QGlEE/Wvq6brm-cUI/AAAAAAAAAFc/nj7ktMYh8JEX8T8wbKxgnyQhpnuYSwudACLcBGAs/s320/WhatsApp%2BImage%2B2018-05-14%2Bat%2B17.21.17.jpeg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Idziesz kawałek dalej i....widzisz je. Klify i brzeg morza.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-m0KO7J7t3Jk/Wvq6ixgw_CI/AAAAAAAAAFg/KiDRM7ICXrkAAqpW5L5mqqxIOtBk2EYyACLcBGAs/s1600/WhatsApp%2BImage%2B2018-05-14%2Bat%2B17.19.54.jpeg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://3.bp.blogspot.com/-m0KO7J7t3Jk/Wvq6ixgw_CI/AAAAAAAAAFg/KiDRM7ICXrkAAqpW5L5mqqxIOtBk2EYyACLcBGAs/s320/WhatsApp%2BImage%2B2018-05-14%2Bat%2B17.19.54.jpeg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Kamienie, które na zdjęciu wydają się tak małe, a które sięgają ci do kolan nieraz. Na których tak łatwo się poślizgnąć, ale po których stąpasz, by dojść tam, pod sam klif. I zobaczyć szybujące nad oceanem ptaki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dyU-Bk4SWgKAZgxXh3cwQqVnUZwJrPSoeRw5_NlB_CxrseJxalAJ8pwvLmnNDRIftf66IAhodM_gvd29thqRw' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
Gdy już wysmaga cię wiatr, chcesz pobiec wręcz na górę i zobaczyć, jak czują się one. Ptaki. bo z góry jest całkiem inaczej.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dzxAnRKabjfpoOHO5kpah0OgfKS9vp3FZTZGBzG-UL9QUctm1gOESIyqC13HIrFGlQFIRT-HImqkI39nuStaA' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
Stałam na klifie, razem z Mężem i moimi nowymi znajomymi. W pełnym skupieniu. Podziwiałam ptaki, słyszałam rozbijające się o skały morze. Widziałam daleko płynące statki, nie wiadomo skąd, jak, gdzie, dokąd. Skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy?<br />
Mewy szybowały na silnym, mokrym i słonym wietrze, który i mnie smagał po twarzy. W pewien sposób im zazdrościłam, podziwiałam ich zwrotność, sprawność. Pomyślałam też o tym, jak pierwszy raz musiały wyskoczyć z gniazda. Każda z nich.<br />
Nie skakały z gniazd na drzewach, tylko z klifów. Wprost w rozpędzona, lodowatą kipiel. rozwijały skrzydła gdy wiał polarny, słony wiatr. I...udało im się. Nauczyły się latać.<br />
<br />
Pomyślałam o nas. O mnie i o moim mężu.<br />
Też skoczyliśmy. Też...uczymy się latać. I sami już wiemy, jak apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jak świat staje się mały, gdy skoczysz po raz pierwszy i poczujesz ten zapach, ten zew. To budzi dawne marzenia, tęsknoty, plany które...kiedyś wydawały się nierealne, a teraz zdają się być w zasięgu ręki.<br />
Polecieliśmy po raz pierwszy, tuż nad zimnym oceanem, wprost w prawie polarne zimno i....uczymy się tak latać. Gdzie zaprowadzą nas nowo wytworzone skrzydła?<br />
Chyba już wiemy, gdzie mogą. Ale...to będzie mały sekret. Mały, szalony plan za parę lat....<br />
Przecież Islandia też wydawała się szaleństwem.<br />
A wczoraj stałam tuż nad parującą ziemią. Widziałam ptaki latające nad islandzkimi klifami, które zrodziły się wprost z samego serca ziemi, z lawy. Widziałam czarne plaże. A to dopiero początek islandzkiej przygody. Tyle jeszcze przed nami.<br />
Poznanie tego kraju i ....nauczenie się tak wiele od ptaków w ich małym, mroźnym raju.<br />
One skaczą z klifów by latać....czy my nie możemy skakać na kolejne pociągi, skoro zmierzają w tak różnych kierunkach?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Wwj3svOlJwg/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/Wwj3svOlJwg?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<i><br /></i>
<i>Obserwowałem pociągi<br />Sprawnie toczące się po torach</i><br />
<i>Skakałem na nie bez długich pożegnań</i><br />
<i>Aby odkryć kodeks życiowy</i><br />
<i>By łamać go zawodowo</i><br />
<i>I klucz do cygańskiego autopilota</i><br />
<i>I historie do opowiadania.! </i><br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-35057167803686492882018-05-09T14:04:00.002-07:002018-05-09T14:30:16.224-07:00O życiu na Wieży Babel, czyli znów o ludzkich historiach słów kilka. Język angielski nigdy nie był moim językiem.<br />
<div>
Nigdy się go nie uczyłam. W szkole, od podstawówki narzucono mi język niemiecki. W liceum sama, może trochę nieroztropnie, bardzo zakochana w Dostojewskim i czująca wówczas pociąg do Wschodu, wybrałam rosyjski. Angielski, który był już przecież wtedy językiem międzynarodowym, zawsze był gdzieś obok. </div>
<div>
Nigdy nie uczyłam się angielskiego. Teraz jest nagle jest moim drugim językiem. Tym, którym posługuję się w pracy, tym, w którym rozmawiam. Przeszłam rozmowy kwalifikacyjne w języku angielskim. Założyłam konto w banku mówiąc po angielsku. Po angielsku rozmawiam ze współpracownikami, dyskutując, co jeszcze i jak musimy zrobić, bo po swojej stornie kuchni nie mam żadnego Polaka ( choć tych jest chyba na lotnisku najwięcej). Jak to się stało? </div>
<div>
Sama nie mam zielonego pojęcia. Od jakiegoś czasu śmieję się, że mówię po prostu "internetem". Bo przez internet, muzykę, filmy nauczyłam się tego języka. Nauczyłam to może za dużo powiedziane. Wchłonęłam. Na tyle, że potrafię powiedzieć swojemu ulubionemu Norwegowi, że "ta muzyka sprawia, że atomy w moim ciele i duszy układają się w odpowiednich miejscach". Na tyle, żeby móc porozmawiać z nim o przemianach energii i najnowszym odcinku serialu, który oboje oglądamy. Chyba nie jest źle. </div>
<div>
Nie mówię doskonale. Moja gramatyka to typowy język Kalego. Nieraz jestem sfrustrowana i szukam odpowiedniego słowa, macham rękami ( co czyni mnie ponoć podobną do naszego hinduskiego kucharza), więcej słucham niż mówię ale...i tak umiem się dogadać. Na tyle, że mało kto wierzy mi, iż angielskiego nigdy się nie uczyłam. Chyba tylko Norweg nie wątpi w moje słowa, bo sam nauczył się angielskiego z telewizji. W norweskiej tv nie tłumaczyli angielskich programów. </div>
<div>
Wiem, że nieraz kaleczę gramatykę jak dziecko i mam okropny akcent. Przez swoją wadę wymowy nie ma szans, żebym powiedziała cokolwiek dobrze w zbitce "th". Ale najważniejsze, że się rozumiemy,mimo że to momentami naprawdę mowa ciała, pokazywanie na migi, cmokanie i wydawanie jakichś dziwnych parsknięć. Na pewno w moim wypadku. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ale najważniejsze, że się rozumiemy. Jakoś. Dogadujemy.<br />
Myślę, że ta zasada dotyczy nie tylko języka. Choć może w nim się zaczyna i na nim kończy. </div>
<div>
Pracuję bowiem w miejscu, gdzie języki mieszają się ze sobą jak na przysłowiowej Wieży Babel. Ale czy mogłoby być inaczej na lotnisku? </div>
<div>
<br /></div>
<div>
W angielskie słowa wplatam już islandzkie laukur i skinka, czyli cebula i szynka. <i>Make some pizza with skinka! </i>krzyczę nieraz z drugiego końca kuchni do Norwega. Przy okienku kochana, uśmiechnięta Boliwijka mówi mi <i>dziękuję</i>, a ja nieraz śpiewnie mówię do niej <i>gracias</i>. Uśmiechnięta mówię <i>Prosit!</i> kichającemu przez nadmiar pieprzu Norwegowi, bo przecież uczyłam się norweskiego, śmieję się, gdy widzę jego zaskoczenie i próbę trzymania fasonu, gdy odpowiada mi jak gdyby nigdy nic<i> Mange takk!</i>- bo przecież mało kto zna norweski, nawet na Islandii. Uczę się dziwnego hindusko- angielskiego narzecza naszego kucharza, który naprawdę mówi nieraz za szybko. Wiem już, że <i>niemiała</i> to po chorwacku przepraszam, co wydaje mi się nawet logiczne, patrząc na powiązania języków. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
W jakiś sposób żyję na mitycznej Wieży Babel. I podoba mi się jak cholera. </div>
<div>
Właściwie, to chyba zawsze chciałam na niej zamieszkać. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Islandia, sama w sobie nie jest żadnym kulturowym tyglem, powiedzmy sobie uczciwie. Oprócz Islandczyków, których jest około 350 tysięcy, najwięcej jest tu Polaków i Litwinów. Nie dziwi to chyba nikogo. </div>
<div>
Na ulicy w islandzkich wioskach, poza sezonem turystycznym który trwa od czerwca do września, nie spotka się raczej nikogo z semickimi rysami, z ciemniejszą skórą, mówiącego z dziwnym południowym akcentem. Mieszkają tu jednak głównie Islandczycy. Być może dlatego, że jednak mało kto poza nimi wytrzyma ich zimę i kapryśny klimat wyspy. Zresztą, nawet gdy zakładaliśmy konto w banku bardzo przyjemna Islandka powiedziała nam, że tak naprawdę zdecydujemy czy tu zostajemy po pierwszej zimie. </div>
<div>
W każdym razie, jednak na Islandii żyją głównie Islandczycy, którzy są dość specyficznym narodem, bardzo hermetycznym genetycznie. Tak bardzo, że istnieją nawet choroby, o których raczej nie mówią. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na ulicy widzi się głównie Islandczyków. Na ulicach...może poza moim osiedlem. Moim pobliskim miastem, które wyrosło na ziemi niczyjej, przejętej przez Islandię po latach dzierżawy przez amerykańską armię. </div>
<div>
Tak, tu też jest najwięcej Polaków i Litwinów. Słychać nawet częściej polski czy litewski, niż islandzki....</div>
<div>
Ale potem idę do pracy. </div>
<div>
Tu nie obowiązuje nawet islandzki, mimo napisów na ścianach w tym języku. Tu rządzi angielski i zasada <i>"najważniejsze to się dogadać"</i>. Albo jak mówi mój Norweg,<i> najważniejsze to żyć po swojemu i szanować wszystkich dookoła. </i></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Być może dla wielu ludzi byłoby to trudne. Pracuję na Wieży Babel. W miejscu, gdzie spotyka się wiele języków. Wiele kultur. Wiele religii. Wiele odcieni skóry. Wiele orientacji, sposobów na życie. </div>
<div>
Spotyka się ich tak wiele i....nagle okazuje się, że można. Można po prostu się dogadać ze sobą. Szanować się nawzajem. Mieć nawet w stosunku do siebie pewnego rodzaju czułość i ciekawość. I to bez sztywnych zasad narzucanej poprawności politycznej, tylko z humorem i lekkimi docinkami, które śmieszą, a nie stresują. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Można śmiać się, że nasz Hindus znów za mocno przyprawił ostrą papryką obiad dla pracowników. Można zaśmiać się razem z naszym transwestytą, że zapomniał się dogolić i już nie jest taki śliczny. Można doznać szoku, że Norwegoislandczyk nie pije kawy, bo przecież Skandynawowie piją ją litrami, a to też stereotyp. Można się śmiać z typowego "a morgun" islandzkich szefów. I nikt nie czuje się urażony, bo na Wieży Babel potrzebne jest poczucie humoru i dystans. Bez tych rzeczy wszyscy byśmy zginęli, a nasza wieża runęłaby jak ta mityczna. </div>
<div>
Tylko że nad nami nie czuwa żaden srogi bóg. Nagle okazuje się, że człowiek może być człowiekowi....po prostu człowiekiem. I to bez żadnych większych i głębszych idei. I kto wie, może i w micie ludzie mogliby się porozumieć, gdyby byli zostawieni sami sobie? Może mury zburzono by między nimi. A Wieża złożona z cegieł tysięcy historii wcale nie zachwiałby się w posadach. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Można żyć na Wieży Babel, świetnie się na niej czuć i dobrze się bawić. Można przede wszystkim się wiele nauczyć. Języków...ale i czegoś więcej. </div>
<div>
Można nauczyć się, jak prawdziwie tańczy się salsę od dziewczyny z Boliwii. Można nauczyć się, jakie są najostrzejsze przyprawy świata i nauczyć się tu trochę na swoich błędach. Można...</div>
<div>
Można po prostu słuchać, poznawać historię i uczyć się wiele, wiele o świecie. Dowiadywać się, jak naprawdę wygląda świat, różny, naprawdę różny świat oczami innych ludzi. I można dowiedzieć się też wiele o sobie. Myślę, że to jedna z najważniejszych lekcji. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Znałam kiedyś pewnego kolekcjonera opowieści. Tego, który sam mówił, że jego życie jest tylko opowieścią. Miał cholerną rację. Opowieści to najważniejsze, co znajdujemy w życiu. Te, które toczą się słowem, piszą się myślą....ale wpisują się najgłębiej w nasze serce. Szumią tętnem naszej krwi, wirują w pierwotnym rytmie i wypalają wzory na źrenicy. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
I ja chcę słuchać tak wielu opowieści, pisząc przy tym własną. </div>
<div>
Czy życie w zetknięciu z Wieżą Babel nie jest świetnym na to początkiem? Jakimś początkiem, jakimś rozwinięciem, jakimś zakończeniem?</div>
<div>
Czy życie na Wieży Babel nie jest sposobem na spojrzenie innym w oczy i zobaczenie w nich, jak spadają też niektóre nasze maski i pozy? Czy to właśnie Wieża Babel może być jednym z najlepszych miejsc, by odkryć siebie na nowo, Ja w zetknięciu z całkiem dalekim Ty? Odkryć świat? Znów sprawić, że kolejne wszechświaty zderzą się ze sobą i nie będzie to katastrofą?</div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/iWza_On7ajs/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/iWza_On7ajs?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wołam: Babel! Babel! Spójrz nam nie teraz!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wtem ściany mojego miasta się rozpadają</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Pytasz, gdzie będziemy stać, gdy zawyje wiatr</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Bo wszystko, co zawyje, wślizgnie się w chmurę</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Więc zejdź ze swej góry i stań, gdzie my byliśmy</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wiesz, że nasz oddech bywa słaby, a ciało chude</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Przyciśnij mój nos do szkła, które przyobleka twe serce</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wybudujesz swe mury, a ja zagram na twą cholerną cześć</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>By zburzyć, by zburzyć</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>cóż, zamierzam je zburzyć!</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Ponieważ znam swoją słabość, swój głos, ale wierzę w łaskę i wybór</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>I wiem, że moje serce prawdopodobnie jest farsą</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Ale urodzę się bez maski</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
</div>
<div>
Mieliśmy chwilę na złapanie oddechu w swojej kuchni. Mniejszy ruch. Można usiąść, napić się wody. Można stanąć w naszym okienku, opierając się o blat. Ramię przy ramieniu, bo mieszczą się tam akurat dwie osoby. </div>
<div>
Zamknięci w kuchni, z oknem na główną scenę Wieży. Z oknem na świat. </div>
<div>
- <i>Spójrz na tych wszystkich ludzi</i>.- powiedział zmęczony dość i zamyślony Norweg, w dziwnej dla niego zadumie. Z reguły jest przecież ślizgaczem albo błaznem.</div>
<div>
-...?</div>
<div>
<i>-To co widzimy jest jak wierzchołek góry lodowej. </i></div>
<div>
<i>-Ale to było głębokie!</i>- zaśmiałam się z ironią, jak to ja. </div>
<div>
<i>-Haha. </i></div>
<div>
<i>-Nie, w porządku, wiem o co ci chodzi. </i></div>
<div>
<i>-Idą, biegną, witają się, żegnają, mijasz ich a każdy...</i></div>
<div>
<i>-Każdy ma swoją własną historię, wiem. </i></div>
<div>
<i>-Jak ty i ja. </i></div>
<div>
<i>-Tak. Jak ty i ja. </i></div>
Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-28861416260235934562018-05-06T03:42:00.000-07:002018-05-06T04:52:23.724-07:00O islandzkiej zmiennej pogodzie i stałych ludzkich uczuciach słów kilka. Pogoda na Islandii zmienia się co 15 minut. A czasem nawet i co 5.<br />
Widzisz za oknem piękne, rozgrzewające słońce. Po chwili zrywa się wiatr, który ścina cię dosłownie z nóg i wyrywa ci z rąk siatkę z zakupami, zdziera z ciebie plecak, wciska się w każdą możliwą szparę i wślizguje pod ubranie jak podstępny wąż. Masz wrażenie, że bierzesz jakiś lodowaty prysznic, wpadłaś do zimnego Atlantyku i jesteś zmuszona do kąpieli. Ale i z tą nie ma najmniejszego problemu. Wiatr przepędza chmury, wprost znad oceanu, nad ocean przybyły z Kanady, a może Grenlandii. W kolejnej minucie z tych chmur spada ulewny, marznący na czapce i kurtce deszcz. Deszcz zmieniający się w grad i deszcz, sam grad, śnieg. Tylko że śnieg to nie wirujące, urokliwe płateczki, to igły lodu bijące ci po twarzy. Idziesz kawałek dalej i znów wychodzi słońce. Musisz iść pod wiatr, prawdziwy wiatr, nie to co polskie orkany. Regularny islandzki wiatr jest gorszy niż to, co w Polsce uznaje się za wichurę. Ale idziesz już w słońcu. Widzisz cokolwiek. Robi się ciepło, a po paru minutach...<br />
Pogoda zmienia się tu dosłownie co parę minut. Zwykła wyprawa do sklepu, który jest oddalony o 2 km od naszego miejsca zamieszkania potrafi zmienić się w przygodę. Nic dziwnego, że to pogoda jest jednym z głównych tematów rozmów Islandczyków, a jej opisy i prognozy zajmują dosłownie pierwsze miejsca na stronach gazet ( tuż obok wieści o tym, jak w centrum stolicy policjanci ratowali kota, który utknął na drzewie). Przy zwykłym wyjściu do sklepu bowiem musisz być człowiekiem gotowym na wszystko. Zawsze mieć przy sobie czapkę i rękawiczki. Dobrze by było, gdyby w plecaku nosiło się spodnie chroniące od wiatru, takie jak noszą narciarze.<br />
Mamy piękne islandzkie lato.<br />
<br />
Pogoda w Islandii jest zmienna i uczy człowieka, że trzeba być gotowym na wszystko. Trochę jak w życiu.<br />
Pogoda jest zmienna i trudna- ale czy takie muszą być też ludzkie uczucia?<br />
Mam wrażenie, że wielu ludzi tak sądzi.<br />
<br />
Już przed wyjazdem słyszałam, że powinnam uważać, jadąc za granicę. Mam bardzo przystojnego, zabawnego męża, faceta z jajami, a ponoć Islandki szukają" nowej krwi" czy też "nowych genów". Najzabawniejsze, że usłyszałam to od swojej lekarki, do której udałam się po recepty na stale przyjmowane przez siebie leki, tak, żeby wystarczyło mi na pół roku. Nie chciałam się wdawać w żadną dyskusję ani bawić się w cięte riposty. Ot, wizyta lekarska, głupie żarty.<br />
Innym razem słyszałam podobne zdanie od dziewczyn w pracy. Czy nie boję się, że ktoś mi w innej rzeczywistości odbije męża? Dobra, wiem, nie jestem żadną pięknością. Wręcz przeciwnie. Ale sądzę, że gdyby Mąż miał mnie zostawić, zdradzić, porzucić...to równie dobrze mógłby zrobić to w Polsce.<br />
W ciągu pierwszych dni na Islandii dowiedzieliśmy się znów od ekipy emigranckiej, że wiele par się tu rozstaje. Z jednej strony mnie to nie dziwi. Początki życia na emigracji są trudne, czasem to brak osobistej przestrzeni, pewne rzeczy się uwypuklają, inne zacierają. Ludzie się zmieniają. W porządku. Wiele par się rozstaje, rozwodzi...ale czy to znaczy, że wszyscy mamy podlegać tej samej regule?<br />
W pierwszych dniach pracy zauważyłam, że faktycznie, parę dziewczyn z pracy, Polek a nie Islandek, było zawiedzionych, gdy dowiedziały się, że ten nowy facet z jednej z restauracji, te wysoki ciemny i przystojny jest zaobrączkowany. Może nie przyodziały kiru żałobnego, bo przy mnie im nie wypadało, ale zwłaszcza u jednej z nich było widać pewne rozczarowanie. Powinnaś być zazdrosna, usłyszałam. Chwila. Jak powinnam być zazdrosna, skoro nikt nic nie zrobił?<br />
<br />
Wysoki, przystojny mąż. Zaklepany przeze mnie. Ale co ze mną? Cóż, okazało się, że i ja powinnam się pilnować. A może powinien się pilnować bardziej mój ulubiony Norweg, z którym pracuję. Pół- żartem a pół- serio puszczane aluzje w pewnym momencie były tyle zabawne, co może i wręcz groteskowe.<br />
<i>-Wiesz, że ona jest mężatką?</i>- powiedziała po angielsku w końcu jedna z Polek, z którymi leciałam jednym samolotem, do Norwega, kiedy bawiliśmy się w kuchni w najlepsze, tańcząc do Shakiry po tym, kiedy inna koleżanka z frontu restauracji stwierdziła, że jesteśmy we dwoje jak jakiś jebany <i>dream team</i>.<br />
<i>-Wiem, no i...?</i>- odpowiedział on, mając już przygotowaną chyba jakąś głupią odzywkę.<br />
<i>-Chwila</i>- nie mogłam się nie wtrącić- <i>czy to jakaś odmiana rasizmu wobec ludzi zamężnych? Jestem gorsza bo jestem mężatką? Masz z tym jakiś problem? </i>- zaczęłam się śmiać, obracając, jak to ja, wszystko w żart. A ona zaczęła się nagle tłumaczyć. Że przecież i ona ma męża i nieraz tak jej cisnęli i...<br />
<i>-Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe</i>- powiedziałam jeszcze po polsku i wróciłam do tańczenia z Norwegiem i płakaniem ze śmiechu przez jego durne teksty.<br />
<br />
Między Bogiem w prawdą nieraz i w Polsce słyszałam podobne uwagi. Ludzie kochają patrzeć nam na ręce i zwracać uwagę. Pilnować. Nieraz drobnymi aluzjami albo całkiem wprost mówiono mi, że mężatce nie wypada...no właśnie, czego nie wypada? Kumplować się po prostu z jakimś facetem? Żartować? Gadać żartobliwie o seksie, bo po prostu lubi się ten zboczony rodzaj humoru? Czy mojemu mężowi nie wypada żartować z innymi kobietami, rozmawiać z nimi? Czy małżeństwo, a nawet banalne bycie razem zamyka nas w klatce? Może, zwyczajem średniowiecza, powinniśmy się zamurować żywcem?<br />
Ja nigdy w klatce zamknąć się nie dałam, a cudze uwagi, mówiące mi o tym, że czegoś mi nie wypada, puszczałam mimo uszu. Ludzie nie muszą mnie pilnować. Czasem mam wrażenie, że zwracają uwagę w ten sposób, bo może...sami mają myśli, do których nie chcą się przyznać?<br />
<br />
Istnieją konwenanse, których nie uznaję. Podobnie jak mój mąż.<br />
Wiemy o nich. Tak samo jak wiemy, że ludzkie uczucia się zmienne. Choć może nie tak bardzo, jak islandzka pogoda. Przynajmniej nie u wszystkich.<br />
<br />
Absurdem byłoby twierdzenie, że mam pewność, iż nigdy, przenigdy się nie rozstaniemy. Wiem, że w życiu wszystko jest możliwe. Zresztą, dlatego nikt nigdy nie zmusiłby mnie do przysięgania aż do śmierci, bowiem nie obiecam nigdy niczego, czego nie jestem pewna.<br />
Czy mogę być pewna swojej miłości rozciągniętej w czasie? Jestem jej pewna tu i teraz. Tak jak tego jasnego, aż nadmiernie jasnego, islandzkiego słońca za oknem. Moja miłość, tak jak i jego, świeci i ogrzewa nas tu i teraz.Co więcej, nawet gdy pada, gdy wieje, wiem, że to słońce gdzieś jest. Skryte za chmurami. Sprawiające, że jest tak jasno, że noc niczym prawie nie różni się od dnia.<br />
To słońce jest. Tak jak istnieją uczucia.<br />
<br />
Wiele par rozstaje się na emigracji. To święta prawda. Wiele osób przyjeżdża tutaj i nagle okazuje się, że w innej rzeczywistości pragną czegoś innego od życia. Podróże zmieniają, znajdują w nas nowe rzeczy, kształtują. Przed oczami ukazują się nam nowe drogi. Czasem okazuje się, że te drogi dwojga ludzi nie są w stanie biec już koło siebie. To się zdarza.<br />
Ale...czy tak samo nie zdarza się to po prostu w życiu?<br />
Zaświtała mi w głowie pewna myśl. Owszem, wiele par rozstaje się, gdy przyjeżdżają do innego kraju. Gdy przyjeżdżają na Islandię. Ale czy ludzie nie rozstają się ze sobą po prostu? Niezależnie od miejsca, od tego, czy podróżują, czy spłacają kredyt budując dom w kraju, w którym się urodzili?<br />
Wystarczy każda większa zmiana. Narodziny dziecka. Śmierć kogoś bliskiego, która tak zmienia człowieka, że odsuwa się od innych bliskich. Zmiana pracy. Różnice w zarobkach. Czasem wystarczy rutyna. Nudny seks albo jego brak. Zdrada. Zakochanie w kimś innym. Różne cele w życiu. Zamieszanie, które wprowadzają teściowie. Czasem miłość wypala się po prostu i nie ma żadnego powodu. Czasem przestajemy się kochać i...czy można być wtedy ze sobą na siłę?<br />
<br />
Ludzie są ze sobą. Kochają się, splatają swoje życia, próbując stworzyć coś razem. Czasem ta budowla upada i nie ma w tym nic złego. Ludzie są ze sobą, ludzie się rozstają. Czasem mają wielki powód, widzą, co ich zmieniło. Czasem to drobne, niepozorne zmiany, które sprawiają, że uczucie to za mało. I to jest w porządku.<br />
To, że ludzie od siebie odchodzą jest jak najbardziej w porządku. Owszem, to przykre. Rozstanie rani obie strony, nie zawsze w ten sam sposób, ale wbija ostre pazury w serca i ściska je boleśnie. To często przewrócenie życia do góry nogami, i to nie tylko życia tych dwojga ludzi, ale wielu innych dookoła. To łzy, ból i nauka. To nic przyjemnego. Ale jest w porządku.<br />
<br />
Nie myślcie, że chcę odejść od swojego męża i znaleźć sobie jakiegoś przystojnego Islandczyka ( hah, a może Norwega?) na emigracji. Nic z tych rzeczy. Kocham mojego męża najbardziej na świecie, czuję się przy nim bezpiecznie, czuję się przy nim kobietą i mogę śmiać się przy nim jak dziecko, do łez. Jest dla mnie domem, oparciem, namiętnością i rozkoszą. Czuję miłość aż po czubki palców i chcę z nim być, nieprzerwanie od prawie 10 lat, pomimo dwóch poważnych kryzysów, które mieliśmy po drodze. Jest mi z nim po prostu dobrze.<br />
Lecz, gdyby kiedykolwiek przestało....myślę, że odejść jest bardziej w porządku, niż męczyć się ze sobą z powodu jakichś irracjonalnych najczęściej lęków. Myślę, że odejść jest bardziej w porządku, niż być ze sobą na siłę.<br />
Tak, wolałabym być sama, niż zmuszać się do czegokolwiek.<br />
I jeśli Islandia zmieniłaby nasze uczucia tak, jak zmienia się tu pogoda...czy pozostałoby mi coś innego, niż po prostu zacząć na nowo, po swojemu?<br />
<br />
Wiem jednak, że nasze uczucia nie są pogodą. Czasem mam wrażenie, że ta miłość jest jak słońce. Ale tak naprawdę, to tylko my. Ja i on. W każdym pięknym dniu, który być może będziemy wspominać podczas wspólnej starości. Bo na nią przecież też jest nadzieja.<br />
Nasze uczucia nie są islandzką pogodą i dlatego tyle razy już przetrwaliśmy burze, mróz i ulewne deszcze. Rutynę codzienności, śmierć bliskich, zazdrość i ból, który sprawiał każdy pozór zdrady. Przetrwaliśmy choroby, lęki. Zawsze jakoś wspólnie planując, patrząc w przyszłość i...dobrze się bawiąc. Przetrwaliśmy razem...i mam wrażenie, że nigdy nie kochałam bardziej. I nikt nie kochał bardziej mnie.<br />
Czasem mam wrażenie, że to aż dziwne, że ludzie potrafią tak kochać. Mocno. Nieprzerwanie.Zawsze chcąc dla drugiej strony jak najlepiej, umiejąc przy tym pamiętać o sobie. Z zaskakującym spokojem i pewnością pomimo świadomości zmian i tego, że nigdy nie można nie mówić nigdy. Tak długo.<br />
<br />
Bo 10 lat to jednak spory kawałek czasu. Ponad 1/3 mojego całego życia. Skoro tak nam dobrze przez 10 lat, to, mimo że nie ma nic pewnego na tym świecie, to daje nadzieję na kolejne dziesięciolecie. I kolejne. Być może na Islandii, a być może jeszcze gdzie indziej, w zależności, gdzie nas los skieruje. Co my sami sobie wymarzymy. Bo chyba wymarzyliśmy też sobie, jako naiwne nastolatki, siebie w jakiś sposób. I dlatego możemy opowiadać wam tę historię. Razem, a nie osobno, mimo że to ja znajduję słowa.<br />
<br />
Za oknem znów świeci piękne słońce. Ciekawe, ile jeszcze śniegu spadnie tego lata?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/dKlgCk3IGBg/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/dKlgCk3IGBg?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<i>It comes and goes with waves</i>Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-66687451500205036422018-04-30T14:13:00.000-07:002018-04-30T14:13:15.378-07:00O powolnym znajdowaniu swojego miejsca i nowego domu, czyli o spokoju, który rodzi się po szalonych dniach. Praca w restauracji to typowa praca dla emigranta. Praca na lotnisku, tam, gdzie przewijają się setki, tysiące, setki tysięcy ludzi, pędzący do swoich rodzin, domów, pracy, swojego miejsca. Chcący zaznać innego.<br />
Bo jak inaczej zacząć w nowym kraju? Gdzie? Skoro szuka się swojego miejsca na Ziemi, czy może być lepsze miejsce niż to, gdzie łzy rozstań mieszają się ze łzami powrotów? To, gdzie uśmiechy, pośpiech, początek odpoczynku ducha i najgorsze jego szarpanie.<br />
To wszystko mogę obserwować z okna mojej kuchni. Bo przez 12 godzin dziennie, od 8 do 12, parę dni w tygodniu, to moje miejsce. Tak, to prawda, nie mam za dużo czasu, by po prostu przystanąć i chłonąć tę lotniskową atmosferę, która, muszę przyznać, dość mi się podoba. PrzIynajmniej...na razie. Bo to coś nowego. Doświadczenie. Przygoda.<br />
Wszystko jest przygodą. Wszystko jest nauką. Nawet banalna praca w tzw.gastro, z którą nigdy nie miałam do czynienia. I niektórzy mogą patrzeć na to jak na degradację społeczną. Z pracy w szpitalu , pracy w korpo, pracy za biurkiem.... Dla niektórych to nie do zniesienia. Poznałam tu już takiego człowieka.<br />
<br />
Ale ja się uczę. Latam, biegam i sama nie wiem w co ręce wsadzić, kiedy pasażerowie kilku lotów robią nam istną inwazję na nasz gastronomiczny punkt. Tak, jestem po pracy zmęczona, choć nie bardziej niż po pracy w domu opieki. I być może praca w gastronomii szybko zacznie mnie nudzić, być wyzwaniem ale...póki co po prostu w tej bieganinie, pędzie, całkiem nieźle się bawię. Choćby wtedy, gdy śpiewam w kuchni razem z pewnym pół- Norwegiem, pół - Islandczykiem urodzonym na Grenlandii, śpiewam okropnie fałszując do jednej z moich ulubionych piosenek. A na pewno do jednej z ulubionych piosenek mojego Męża. Głośno, fałszując, tyle razy, że inni mają dość. Każe nam przerwać nawet ten niesamowicie cierpliwy Hindus, szef mojej zmiany, który od pierwszego dnia stale każe mi próbować swoich zup, które gotuje dla personelu i który zostawia dla mnie ten jeden kawałek ciasta, który rozpływa się w ustach. Kochany człowiek.<br />
Mogę spokojnie wypoczywać na przerwach z pewnym Bułgarem, który pozornie trochę oschle, ale jednak troszczy się o nowego pracownika, tak, że nawet przynosi mu swój prywatny fartuszek. Nie trzeba nieraz za dużo mówić. Można rozumieć się bez słów, mimo, że zna się dobrze razem jeden i ten sam język. Ale nie trzeba.<br />
Faktycznie, odnoszę wrażenie, że na tym lotnisku, w tej firmie, wszyscy są jak jedna wielka rodzina.<br />
Pewnie niejedna osoba zadziała mi na nerwy. Z niejedną się pokłócę. To mała społeczność. Ale...czuję, że będzie dobrze. A tak jak mówił mi ów Norwegoislandczyk, najważniejsze to po prostu szanować ludzi, jednocześnie robić swoje i...dzięki temu się lubić. I nieważne co robisz, ważne z kim.<br />
Zastanawiam się, czy wiedział, jak wiele miał racji, zanim przeszliśmy na temat anime.<br />
<br />
Bo nie jest najważniejsze gdzie, tylko z kim.<br />
Owszem, zaczynam tęsknić za przyjaciółmi. Staram się im przekazać tak wiele, jak mogę ale...nie da się przedstawić tak łatwo całego świata. Wszystkiego, co się przeżywa, jeśli przezywa się to tysiące kilometrów od siebie, daleko. A może to kolejna rzecz, której muszę się nauczyć. Trochę smutku, gdy ktoś ma urodziny, a ty nadal myślisz o tym, że "już nigdy" jak w piosence Świetlików i może naprawdę, już nigdy, bo teraz dzieli was też odległość. A może właśnie dzięki temu uda się więcej? Tak, to też rzecz do nauki. Być blisko, mimo że jest się daleko. Bo jeśli się chce, to przecież wszystko można.<br />
<br />
Ale nadal, najważniejsze to nie gdzie, lecz z kim. A jestem tu przecież z Mężem. Nie sama, w tym świecie, odległym jak Księżyc, choć będącym tylko i po prostu blisko koła podbiegunowego.<br />
<br />
Powoli się aklimatyzujemy. Oboje. Nareszcie, po szalonych dniach, pełnych załatwiania każdej z kolejnych spraw, pracy, wdrażania się, mieliśmy czas na złapanie oddechu. Zjedzenie obiadu. Poleżenie w łóżku nago, oglądając serial. Mieliśmy chwilę dla siebie. Czułość i miłość ukrytą w najbanalniejszej prozie życia.<br />
Wreszcie to miejsce, dzisiejszego dnia, stało się domem. Ten pokój, mały aneks kuchenny i łazienka w dawnej bazie wojskowej, wszystko będące jak kawalerka młodego, całkiem nieopierzonego małżeństwa. To stało się domem, ale nie dlatego, że mam gdzie spać, mam gdzie jeść, gdzie się umyć i nie mam za dużych wymagań. Nie dlatego, że tak naprawdę domu nie potrzebuję. Wicia gniazda. Mój dom to nie przedmioty, nie żadne znane kąty. To ten drugi człowiek obok mnie, mój Mąż. Ten, który sprawia, że jestem spokojna, ufna i bezpieczna. Szczęśliwa. Ten przy którym śpię spokojnie i którego po prostu kocham. W każdym czasie, spędzanym banalnie, jak przy krojeniu ogórków na mizerię. Spędzanym szalenie, jak podczas naszych niektórych wędrówek czy wspólnych imprez. Czasie, w którym uczymy się świata na nowo, jesteśmy jak dzieci i popełniamy błędy.<br />
<br />
Bo ten świat jest nowy. Ale jest piękny, w swej surowości i prostocie. W pustce. W lodowatym deszczu, śniegu z deszczem padającym w Beltane, mimo że to święto środka wiosny. A my mamy lato. Przecież...tu są tylko dwie pory roku. Zima i lato.<br />
Najdziwniejsze lato mojego życia. 2 stopnie i kwitnące gdzieniegdzie krokusy.<br />
Wczoraj też mieliśmy próbkę islandzkiego lata. Zacinający pod kątem 90 stopni deszcz, wiat który naprawdę nie pozwala ci iść. A ponoć, żeby wiedzieć, czy można tu żyć, nie wystarczy przetrwać lata. Tylko zimę.<br />
Tak, o tej też wczoraj się nasłuchałam. Ponoć człowiek decyduje o tym, jak się ubrać i czy w ogóle wyjść z domu, patrząc na gnące się, stalowe latarnie. Gnące pod podmuchami wiatru. Nieraz ponoć tenże wiatr wyrywa je całkowicie, a one latają swobodnie, jak ptaki, które nocą polarną nie wiedzieć, gdzie się chowają. Cóż. Może będzie dane mi to przeżyć. Może uda nam się zostać na zimę, a nie tylko do października? Któż to wie?<br />
<br />
Na pewno....chciałabym przeżyć swój pierwszy sztorm. Cudowny sztorm, który wyrzuca w głąb miasta krasnorosty. Sztorm, który liże cudowne wulkaniczne skały, których próżno szukać gdzie indziej poza Islandią i Hawajami chyba.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-iwuiNuObGCA/WueBhYVfo7I/AAAAAAAAAE0/jDfm3_A8cnYTatnCQBkSatWxEGcnQb41ACEwYBhgL/s1600/31655648_1928496387194366_3592184301321453568_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="900" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-iwuiNuObGCA/WueBhYVfo7I/AAAAAAAAAE0/jDfm3_A8cnYTatnCQBkSatWxEGcnQb41ACEwYBhgL/s320/31655648_1928496387194366_3592184301321453568_n.jpg" width="180" /></a></div>
<br />
Dziś bowiem, mając pierwszy dzień tak naprawdę wolny od wszystkiego, od wszystkich, mogliśmy nareszcie, wraz z pewną dziewczyną poznaną w samolocie, przejść się po mieście, w którym od teraz będziemy mieszkać przez pół roku. Mogliśmy wreszcie na spokojnie poznać ocean. Zimny, szary...piękny. Ten, w którym być może kiedyś zobaczę wieloryby. Ponoć w zatoce Keflaviku nie są tak rzadkie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-O_dggcS53Ak/WueBgz0X7gI/AAAAAAAAAEg/5D-whoRpo54p3sXI2AwUCP48gf4uP5ppgCLcBGAs/s1600/31530968_1928497370527601_3086305478192398336_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-O_dggcS53Ak/WueBgz0X7gI/AAAAAAAAAEg/5D-whoRpo54p3sXI2AwUCP48gf4uP5ppgCLcBGAs/s320/31530968_1928497370527601_3086305478192398336_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-3plIlt8GdvE/WueBg02gHpI/AAAAAAAAAEc/lQY4GadU3gIjYNMylSAQ3qtmA04Ptz1sQCLcBGAs/s1600/31646760_1928495640527774_2965888047050129408_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://4.bp.blogspot.com/-3plIlt8GdvE/WueBg02gHpI/AAAAAAAAAEc/lQY4GadU3gIjYNMylSAQ3qtmA04Ptz1sQCLcBGAs/s320/31646760_1928495640527774_2965888047050129408_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Zwykła wyprawa do banku, by założyć konta, okazała się prawdziwą poznawczą eskapadą. Krzyczące mewy. Nawołujące się sieweczki i kszyki. Moje mocne postanowienie, by nauczyć się nazw ptaków. Roślin. Wszystkiego. Po prostu wszystkiego, co mnie otacza.<br />
Być może zostanę tu tylko na chwilę. Być może zostanę tu na dłużej. Ale tymczasem to mój dom. Mój dziwny spokój, może nawet ten zimowy. I moje nowe miasto, z którym, jak sądzę, jak najbardziej się polubimy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-9-vqMahT9Ck/WueBiahPucI/AAAAAAAAAE0/x9b_8U0sG_QW1PMyKpOMAIGZAabr1TEpgCEwYBhgL/s1600/31727734_1928496137194391_7295880968852733952_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-9-vqMahT9Ck/WueBiahPucI/AAAAAAAAAE0/x9b_8U0sG_QW1PMyKpOMAIGZAabr1TEpgCEwYBhgL/s320/31727734_1928496137194391_7295880968852733952_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Poza tym...czy nie sądzicie, że to cudowne miejsce na piwo pod zorzą?<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-kJ6euOCPu9o/WueDFrNtf_I/AAAAAAAAAFA/YHmA4wTzZkMznJZvaisd8dh2g_x78fVTACLcBGAs/s1600/31518356_1928667330510605_223359649674428416_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="960" data-original-width="528" height="320" src="https://2.bp.blogspot.com/-kJ6euOCPu9o/WueDFrNtf_I/AAAAAAAAAFA/YHmA4wTzZkMznJZvaisd8dh2g_x78fVTACLcBGAs/s320/31518356_1928667330510605_223359649674428416_n.jpg" width="176" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-ETGHJflvtUc/WueDFuI4u2I/AAAAAAAAAFE/yT7aG-DHmu0tebI5k3UkLqj3kwarHbD4wCLcBGAs/s1600/31632047_1928667437177261_28907002507821056_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="540" data-original-width="960" height="180" src="https://3.bp.blogspot.com/-ETGHJflvtUc/WueDFuI4u2I/AAAAAAAAAFE/yT7aG-DHmu0tebI5k3UkLqj3kwarHbD4wCLcBGAs/s320/31632047_1928667437177261_28907002507821056_n.jpg" width="320" /></a></div>
<b><br /></b>
<b>Garść bonusowych obserwacji z Islandii:</b><br />
- Wszyscy piją wodę z kranu, woda jest wszędzie za darmo. Nic dziwnego. To woda pochodząca z lodowców, krystalicznie czysty przesiąk. Jednak, jest przez to niskozmineralizowana. Musimy uważać na magnez, zwłaszcza, że w Islandii pije się ogromne ilości kawy, jak na całej północy i...bardzo łatwo to podłapać.<br />
<b>-Mam wrażenie, że rozumiem, dlaczego Islandki nie używają tony podkładu ani innych cudów na twarzy, tzw. tapety. Nie tylko dlatego, że nie ma to najmniejszego sensu, bo po prostu za chwilę zmyje ci do deszcz/ śnieg/ zwieje wiatr- nie! Mam wrażenie że od islandzkiej wody, pochodzącej z lodowca, podgrzewanej siarką....czyści mi się cera. A moja skóra staje się...magicznie czysta. Delikatna. Miękka ( podobnie jak włosy). Zawsze miałam z nią problem, myślałam, że po podróży będzie tragedia a tymczasem....dzieje się istna magia. Jakim cudem? Woda!</b><br />
-Islandczycy naprawdę ubierają się na czarno/szaro/ granatowo. Ze swoimi mega kolorowymi ubraniami naprawdę jestem tu jak papuga.<br />
<b>-Do mleka dodawana jest witamina D. Można kupić takie bez niej, ale po co, skoro są w tej samej cenie. </b><br />
-Najtańsze owoce w każdym sklepie to, paradokalnie, banany. Myśleliśmy, że to przez słynne szklarnie w których Islandczycy hodują mityczne banany, bo nie mają co robić z nadwyżką energii geotermalnej. Szklarni póki co nikt nie widział, a nasze banany pochodzą klasycznie, z Ekwadoru.<br />
<b>-Keflavik, 5 co do wielkości miasto Islandii, jest jak wymarłe do godziny 11. Dosłownie. Spotkać człowieka na ulicy to cud. Pierwsze pojawiają się....biegające swobodnie, bardzo sympatyczne, zaczepiające nieraz ludzi dzieci. Cały czas zastanawiamy się, czy one...wracają ze szkoły, czy dopiero do niej idą?</b><br />
<br />
<i>Na dworze powoli, bardzo powoli zachodzi słońce. Nie słychać już krzyku sieweczek ani mew. Środek lata...a w środku zimowy- a może po prostu północny?- spokój. Taki jak u cudownego Olafura. </i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/4cOr7JmcOas/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/4cOr7JmcOas?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-21785918052844809372018-04-26T14:12:00.002-07:002018-04-26T14:57:10.235-07:00O tym, że wylądowaliśmy na innej planecie, czyli nadmiar emocji po pierwszej dobie na Islandii. Setki, tysiące, miliony myśli. Jeszcze więcej emocji.<br />
Tak, oto po pierwszym w życiu locie wylądowałam na Marsie. Tak można się poczuć lądując na lotnisku w Keflaviku, które otoczone jest...no właśnie, przez co?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-zlcUd5kH-PU/WuI-lPopbLI/AAAAAAAAADI/sbNob6ZtbEE1VhHY8PjWFjcJle2Qmg-jwCEwYBhgL/s1600/31301886_1923407974369874_3893994595263971328_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="900" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-zlcUd5kH-PU/WuI-lPopbLI/AAAAAAAAADI/sbNob6ZtbEE1VhHY8PjWFjcJle2Qmg-jwCEwYBhgL/s320/31301886_1923407974369874_3893994595263971328_n.jpg" width="180" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
Wsiadasz do autobusu i jedziesz do stolicy.<br />
Jedziesz i widzisz...nic.<br />
Skały. Ruda jeszcze trawa, bo przecież dopiero zaczęło się islandzkie lato. Lato, dobre określenie. Jest najwyżej 6 stopni. Wieje. Pada lekki deszcz, który, jak wiemy doskonale, może się zmienić po chwili w wielką ulewę. Albo w cudownie świecące słońce.<br />
<i>Jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj 15 minut</i>- zdanie, które usłyszałam jeszcze w Polsce. I ponownie na Islandii. I ponownie. I ponownie. Cóż. Przekonałam się już, że to zdanie prawdziwe.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-YkhSMhElAxs/WuI-lfWtAWI/AAAAAAAAADM/Eo9ShfmNh4AXMtgpnXEOgi7uIs2_jOW8ACEwYBhgL/s1600/31369432_1924468934263778_2690686720478806016_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-YkhSMhElAxs/WuI-lfWtAWI/AAAAAAAAADM/Eo9ShfmNh4AXMtgpnXEOgi7uIs2_jOW8ACEwYBhgL/s320/31369432_1924468934263778_2690686720478806016_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Moje emocje już w samolocie zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zachwyt, euforia. Podniecenie. I chwilowe spięcia w mózgu krzyczące <i>co ja do cholery robię, co MY robimy? </i><br />
Zmieniamy swoje życie. Przeżywamy swoją przygodę.<br />
Jesteśmy na Islandii. Wylądowaliśmy na Marsie. A może na księżycu. Bo to przecież w tym kraju ludzie, którzy mieli wylądować jako pierwsi na świecącym nocą pyzatym satelicie ćwiczyli. W tym miejscu przyzwyczajali się do miejsca, gdzie nie ma drzew. Są skały, skały i...och. Jest tu tak naprawdę wszystko.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-JA95VZAK-Ho/WuI-6FX-HQI/AAAAAAAAADk/bbTwq6Bap7429ieuFmCKIbzcf0gME33sACLcBGAs/s1600/31453981_1924465604264111_2991830976662863872_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://3.bp.blogspot.com/-JA95VZAK-Ho/WuI-6FX-HQI/AAAAAAAAADk/bbTwq6Bap7429ieuFmCKIbzcf0gME33sACLcBGAs/s320/31453981_1924465604264111_2991830976662863872_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Zmieniamy swoje życie. Czy kiedykolwiek sądziłam, że polecę tak daleko samolotem? Że zobaczę widoki, o których do tej pory czytałam w tak wielu książkach? Czy sądziłam, że odłożenie pieniędzy na dom w Filipinach, jak odpowiadał nam dzisiaj pewien budowlaniec, jest możliwe?<br />
<br />
Zawsze wierzyłam w niemożliwe. A raczej, sądziłam, że go nie ma. Dziś, w pewien sposób udowadniamy, że niemożliwe nie istnieje. Można jak Alicja z Krainy Czarów uwierzyć w 3 niemożliwe rzeczy jeszcze przed śniadaniem, nawet jeśli twoje śniadanie to suchy chleb i herbata, bo po lądowaniu samolotem wieczorem nie było gdzie zrobić zakupów. Bo na Islandii sklepy pracują od 11 do 18, czasem zdarzy się coś 24h otwarte, ale ceny są tam horrendalnie wysokie. A nas po prostu na to nie stać. Jeszcze nie stać, bo przecież pierwszy miesiąc musimy jakoś przeboleć, dopóki nie dostaniemy islandzkiej wypłaty. To nie szkodzi.<br />
<br />
Bo żeby spełniać marzenia, zmieniać życie, trzeba być odważnym. Trzeba umieć zdobyć się na wiele wyrzeczeń. Trzeba mieć też wspaniałych przyjaciół, którzy na nocy pożegnania zbierają dla ciebie pieniądze, które dają ci tuż przed wylotem tak, że cudem powstrzymujesz się od łez. 100 Euro, o których myślałam dzisiaj, jedząc zupkę chińską, która oprócz suchego chleba rano i kanapki z serem była moim jedynym posiłkiem. Ale to była magiczna zupka. Zjedzona na Islandii. Tak jak magiczny był suchy chleb, jedzony rano z dwoma dziewczynami z Polski, kupowany na 4 osoby w cudem znalezionej piekarni.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-UdbKauMRPVg/WuJAgitGvvI/AAAAAAAAAEA/3FrGrAjHY-E5oL8IwDJGkDRF97dou9IWgCEwYBhgL/s1600/31317997_1924468607597144_6330733007770484736_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://4.bp.blogspot.com/-UdbKauMRPVg/WuJAgitGvvI/AAAAAAAAAEA/3FrGrAjHY-E5oL8IwDJGkDRF97dou9IWgCEwYBhgL/s320/31317997_1924468607597144_6330733007770484736_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
I to dopiero początek. Jak będzie dalej?<br />
W tych wszystkich emocjach, w tych moich małych spięciach i odlotach jak na wielkim <i>rushu</i> przez ekscytację, czuję wielki spokój. Być może, udziela mi się ten słynny skandynawski, albo, uściślając, słynny skandynawski spokój. Bo przecież Islandczycy są jego mistrzami. Zauważyliśmy to już załatwiając wszystkie formalności. Im się nie spieszy. Oni mają czas.<br />
W końcu to całkiem inna planeta. W końcu to kosmos. Wyspa pośrodku niczego, na której ziemia paruje a woda w kranie to wrzątek śmierdzący zgniłymi jajkami. Wiecie, że już pokochałam ten zapach? Wcale mi nie przeszkadza. I tak, zimna woda smakuje jak ta z górskiego strumienia.<br />
Powietrze jest .rześkie i wilgotne. Czuć je na języku tak bardzo, że można nim żyć.<br />
<br />
Nadal nie czuję, że rzuciłam wszystko, chociaż to rozumiem. Wszystko, oprócz najważniejszego, bo przecież jestem tu razem z Mężem. Tym, którego kocham najbardziej.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-hyqEv6vWTjg/WuI-5h4e33I/AAAAAAAAADY/9tjWxOo0Js89CTIvTJpkmd-zRFGP9RTdgCEwYBhgL/s1600/31404272_1924469410930397_9074089062523994112_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="270" height="320" src="https://2.bp.blogspot.com/-hyqEv6vWTjg/WuI-5h4e33I/AAAAAAAAADY/9tjWxOo0Js89CTIvTJpkmd-zRFGP9RTdgCEwYBhgL/s320/31404272_1924469410930397_9074089062523994112_n.jpg" width="180" /></a></div>
<br />
Nadal w jakiś sposób czuję się jak na wakacjach. Jakbym zupełnie nie szła już jutro do pracy, która pewnie nieraz mnie zdenerwuje.Jakbym przeżywała kolejną wędrówkę ale...czy Stachura nie miał racji pisząc, że <i>wędrówką życie jest człowieka?</i><br />
Wszystko jest nowe. Zapachy. Widoki.<br />
<br />
Nawet czas zakręca, bo przecież w Polsce jest 22.45 gdy piszę te słowa, a u mnie nadal jest jasno ( gwoli ścisłości, u mnie czas jest o dwie godziny przesunięty, mam 20.45).<br />
Kruki w środku miasta oprowadzające nas podczas spacerów. Ośnieżone góry w tle. Kości wielorybów w przydomowych ogródkach. Wszystko pięknie, nowe i...nie do uwierzenia. Zaskakujące. Pewnie nieraz mnie przerazi. Zrazi. Zrani. Ale to nic.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-UdbKauMRPVg/WuJAgitGvvI/AAAAAAAAAEA/JBl5IXpSOaQs_ZILHqameKgDa2VEQsq7QCLcBGAs/s1600/31317997_1924468607597144_6330733007770484736_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-UdbKauMRPVg/WuJAgitGvvI/AAAAAAAAAEA/JBl5IXpSOaQs_ZILHqameKgDa2VEQsq7QCLcBGAs/s320/31317997_1924468607597144_6330733007770484736_n.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Mogę zdzierać stopy o kolana o wulkaniczne skały. Mogę ślizgać się na lodowcu. O to przecież szło, prawda?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-1c2nikn6LP0/WuJAgiIsKcI/AAAAAAAAAD8/qRkIAmAfRqI4zomK1WxU-UwzVrhMAOkRwCLcBGAs/s1600/31301617_1924469350930403_5913775774493573120_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="270" height="320" src="https://3.bp.blogspot.com/-1c2nikn6LP0/WuJAgiIsKcI/AAAAAAAAAD8/qRkIAmAfRqI4zomK1WxU-UwzVrhMAOkRwCLcBGAs/s320/31301617_1924469350930403_5913775774493573120_n.jpg" width="180" /></a></div>
<br />
Wszystko jest inne. Nawet tak prozaiczna sprawa, jak ogrzewanie. Kaloryfery są tak gorące, że można się oparzyć i stale, ale to stale są otwarte okna, bo przecież tu grzeje ziemia, nie skręca się grzejników. To nic nie kosztuje.<br />
Stolica, największe miasto w kraju ( około 120 tys mieszkańców, gwoli ścisłości) będące jak wymarłe, gdy człowiek gubi się na jego uliczkach. Gęsi pasące się na trawie przy sklepach. Kuce islandzkie niosące na grzbietach ludzi w jednym z niewielu lasów na Islandii.<br />
Las. Miejsce, które my uznalibyśmy w Polsce za mały zagajnik.<br />
Parujące w oddali wulkany, czy też pęknięcia w ziemi, z których wydobywa się para wodna. Wychodzący z ziemi wszędzie łubin, który zawsze należał do moich ukochanych kwiatów.<br />
<br />
Pierwsze wrażenia są trudne do opowiedzenia. To tysiące myśli, emocji. To przecież inny świat, w którym nigdy nie byłam, a który mamy zamiar podbić. Nie będzie łatwo. Ale kto powiedział, że podbój kosmosu i kolonizacja nie wymagała poświęceń?<br />
<br />
Jutro pierwszy dzień pracy, tak naprawdę. Trzymajcie kciuki.<br />
Tymczasem ja spróbuję zasnąć w świecie, gdzie słońce coraz krócej będzie spać.<br />
Bez odbioru.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/iYYRH4apXDo/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/iYYRH4apXDo?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<i>Chociaż przemierzyłem sto tysięcy mil</i><br />
<i>Czuję się niezwykle spokojny</i><br />
<i>I myślę, że mój statek kosmiczny wie, dokąd lecieć. </i><br />
<br />
PS. Zdjęć nigdy nie robię. Zawsze robi je mój Mąż. W tej kwestii jestem beztalenciem.<br />
I kiedy w końcu dostaniemy wypłatę, kupimy sobie porządny aparat. Te dzisiejsze, robione telefonem, pochodzą głównie ze spaceru w okolicy tzw Red Water w stolicy.<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-47812999360928369852018-04-25T00:47:00.001-07:002018-04-25T00:47:11.054-07:00O tym, że chce mi się płakać i śmiać, czyli o nowym uczuciu szczęścia. Całe życie spakowane do dwóch plecaków.<br />
<br />
kilkadziesiąt rzeczy wyrzuconych. Kilkadziesiąt rozdanych. Czerwona sukienka ślubna wisząca w cudzej szafie. Dawne pamiętniki oddane tej, której ufa się tak bardzo, jak i tej od sukienki. Książki, mój jedyny majątek w dobrych rękach, między którymi będą krążyć.<br />
Koty, takie trochę nasze dzieci, na pół roku będące pod opieką tych, których kochamy i którym ufamy. Przyzwyczajone do nowego domu, ale jeszcze nie do naszej nieobecności. To sprawa, że chce mi się płakać.<br />
<br />
Najważniejsi ludzie pożegnani. Niektórych nie zobaczę przez pół roku, a może i dłużej. Niektórych, wiem to, nie zobaczę wcale. To cena za zmiany. To też powoduje, że chce mi się płakać.<br />
<br />
Pożegnane zostało miasto, w którym spędziliśmy 7 lat swojego życia, mieszkając, ucząc się i pracując. Długim spacerem, piwem ze znajomymi i kawą w mojej ukochanej teatralnej dziupli. To powoduje wzruszenie i moment, w którym budzi się sentyment. Nawet to trochę powoduje, że chce mi się płakać.<br />
<br />
Ale przede wszystkim chce mi się śmiać.To we mnie dominuje, to we mnie wybucha podskórnie, jak małe supernowy rodzące się w mojej krwi, w mojej duszy. Przede wszystkim czuję radość, ekscytację i w pewien sposób chce mi się tańczyć. Pewnie przed pierwszym lotem samolotem rozboli mnie brzuch ze stresu. Mam świadomość, że nie będzie łatwo, nieraz będę sfrustrowana przez barierę językową. Pewnie niezmiernie zatęsknię, gdy wszystko, naprawdę wszystko do mnie dotrze.<br />
Bo czy teraz tak naprawdę dociera?<br />
Czy naprawdę rozumiem, że dzisiejszej nocy będę spała w Reykjaviku, kameralnej, zimnej stolicy?<br />
Czy rozumiem, że za parę godzin naprawdę wywracam do góry nogami prawie 30 lat swojego życia?<br />
Czy naprawdę rozumiem, że zaczynam największą przygodę życia i kto wie, może już w weekend zobaczę zorzę polarną?<br />
<br />
Całe życie spakowane do dwóch wojskowych plecaków. A przy mnie ten, przy którym nie boję się niczego. Nawet ślizgania się po lodowcu i wulkanów.<br />
Następnym razem, gdy napiszę, będę już mieszkać w Islandii. Tymczasowo, na pół roku, a może już na zawsze. Kto wie.<br />
<br />
Trochę chce mi się płakać. Bardzo chce mi się śmiać. Tak, to chyba kolejny rodzaj uczucia szczęścia.<br />
Trzymajcie kciuki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/ZYd3Jlmshgs/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/ZYd3Jlmshgs?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<i>Mam moje serce na widoku, na zewnątrz.</i><br />
<i>To uczucie z którym nie mogę walczyć. </i><br />
<i>W każdej chwili, w każdej chwili kiedy płaczę, kiedy się śmieję. </i><br />
<i>To uczucie, z którym nie mogę walczyć. </i><br />
<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-45062006509512473632018-04-19T11:10:00.002-07:002018-04-19T11:10:32.170-07:00O tym, że zyskując coś zawsze coś się traci, czyli o wspaniałych ludziach, za którymi będę cholernie tęsknić. Czasem dopiero, gdy tracimy coś, dowiadujemy się, co tak naprawdę mamy.<br />
Choć może nie do końca. Zawsze wiedziałam, że mam wspaniałych przyjaciół. Zawsze ich doceniałam. Jednak to Oni sprawiają, że w ostatnich, naprawdę ciężkich dniach moje oczy napełniają się łzami prawdziwego wzruszenia.<br />
Wzruszenia i nie tylko. Te łzy to także zapowiedź tęsknoty. Trudnej, bolesnej ale koniecznej. Mam nadzieję, że kojonej na kolejnych etapach życia, kiedy będziemy pić razem przez internet albo, jeśli wszystko się uda, spotkamy się po prostu po długiej rozłące.<br />
<br />
Czasem dopiero, gdy jest ciężko i jesteśmy na skraju dowiadujemy się, kto tak naprawdę jest przy nas i kogo kochamy. Nawet jeśli w napięciu mamy ciche dni i warczymy na siebie, jak sfrustrowane psy. Ale po małym kryzysie znów wiem- mam najwspanialszego męża na świecie i nic tego nie zmienia. Tego, który jest moim najlepszym przyjacielem i oparciem. Tego, który nadal we mnie wierzy i kocha mnie, mimo że nieraz bardzo boleśnie go zawodzę, tam, gdzie nie daję rady. Z rzeczami małymi jak i z tymi większymi. Tego, na którego nieraz zrzucam za dużo, sama się bojąc i uciekając, gdy pewne rzeczy mnie przerastają.<br />
I tak, kolejny raz wiem, wierzę, że razem możemy wszystko. Razem możemy jechać do nowego kraju, mimo, iż zostawiamy tu tylu ludzi, których kochamy. Którzy nas nie zawodzą. Których, mam nadzieję, my nigdy nie zawiedziemy, choć nieraz dajemy ciała.<br />
<br />
Ostatnie dwa tygodnie nie były łatwe. A to jeszcze nie koniec. Tak naprawdę, wiele rzeczy jeszcze nas czeka. Wzór, fason na ten garnitur został pobrany. Wybraliśmy materiał, uszyliśmy jak trzeba...ale jeszcze zostało parę guzików. Nawet nie tylko do dopięcia, a wręcz do przyszycia.<br />
To nic. Poradzimy sobie.<br />
Bo poradziliśmy sobie i do tego momentu. Nawet, jeśli pojawiły się dodatkowe problemy z opuszczanym przez nas mieszkaniem. Nawet, jeśli będziemy musieli dalej za nie płacić przez problemy z pewną "cudowną" agencją nieruchomości. To nic. Damy radę, bo co innego zostaje? Takie rzeczy nie powstrzymają nas przed spełnianiem swoich marzeń. Zwłaszcza, że są z nami ludzie, którzy w nas wierzą. Którzy pomagali nam przejść przez to piekło, związane z remontem i odmalowaniem mieszkania. Związane z całą walką o to, żeby móc odejść z Polski z czystym kontem.<br />
Choć, przecież nie odchodzimy na zawsze. Nie uciekamy od pewnych ludzi, mimo, że w wiele miejsc nie będzie już powrotu.<br />
<br />
W niedzielę bardzo boleśnie, z wielkim wzruszeniem rozeszłam się z takim miejscem. Ze swoją pracą. Pokochałam oddział psychiatryczny, pokochałam swoje kobietki z ciężkimi przejściami albo po prostu szurnięte jak powiedziałby jeden z pielęgniarzy. Tak, bycie opiekunem to praca, która sprawia, że jestem szczęśliwa. I nie piszę o niej w czasie przeszłym. Bo to coś, do czego zamierzam wrócić, w tym innym życiu, gdy już nauczę się języka...albo po powrocie do kraju, jeśli stwierdzimy, że życie za granicą nie jest dla nas (hah, ale czy jest ktokolwiek, kto w to wierzy?). To coś, do czego obiecałam wrócić...nikomu innemu, jak swoim pacjentkom, które stwierdziły, płacząc wręcz i mnie przytulając gdy mnie żegnały, że taki talent nie może się marnować. Ja muszę pracować z ludźmi w taki sposób i koniec kropka, bo daję tak wiele od siebie i.... To były cholernie miłe słowa. Dobre pożegnania, mimo, że niektórych się bałam. Mimo, że bałam się jednego z nich, gdyż w ostatnich dniach pracy w pewien sposób zostałam jakby "mamą" pewnej bardzo pokrzywdzonej przez los dziewczyny, która mi zaufała. Która przy mnie przestawała robić sobie krzywdę. Bardzo martwiłam się o to pożegnanie ale...i do niej, osiemnastolatki z umysłem dziecka dotarło, że dobrze, iż w ogóle miałyśmy szansę się poznać. Przecież mogłam wyjechać wcześniej. A tak możemy przecież pisać do siebie listy i....jak sama stwierdziła, jednak sporo się przy mnie nauczyła. To też rzecz, która buduje.<br />
<br />
Cieszmy się, że w ogóle było nam dane się poznać. Zdanie, które przyświecało mi w ostatnich dniach.<br />
Mam wspaniałych przyjaciół, z którym, wiem to, uda mi się utrzymać kontakt. Ale przez myśl mi przeszło, iż szkoda, że niektórych ludzi poznałam dopiero w tym roku. Zwariowaną i kochaną Kaśkę, która razem ze mną pracowała jako opiekun na oddziale. Pawła, z którym, jak oboje twierdzimy, od razu zaiskrzyło tak, że moglibyśmy się znać latami. Szaloną jak ja Madzię, ratowniczkę, którą wręcz pokochałam szaloną miłością pierwszego wiosennego zakochania. Domi, której żarty w pracy były jak ożywczy powiew i która zawsze potrafiła podnieść na duchu samą obecnością. Violettę, która pracuje w naszej oddziałowej kuchni i która jest najlepszą osobą, jaką poznałam. I to całkiem bez przesady. Wisławę, moją filozofkę, z którą mogłabym gadać godzinami. Ich i wielu, wielu innych ludzi w nowej pracy. Poznałam ich za późno, mimo, że to ludzie, z którymi iskrzy, z którymi nadaję na jednej fali....ale kto wie? Może i z nimi uda się utrzymać kontakt? Czasem człowiek potrafi się bardzo, ale to bardzo zdziwić.<br />
Kto wie, może uda utrzymać mi się kontakt z fajnym ochroniarzem, który zaczął w ostatnich moich dyżurach przychodzić do mnie na kawę i eskortować mnie na moje piętro po wspólnie palonym papierosie tak, aż wszyscy się śmiali, że chyba zdradzę męża. Ochroniarzem, od którego dostałam cmoka w czoło ze stwierdzeniem "no zajebista jesteś" tak na odchodne. No bo jestem. Jestem, wiem o tym. I wiem, że nawet po paru kawach można za mną tęsknić...ale ja tęsknię tak samo.<br />
I nawet przez te krótkie spotkania, poznania, trudno jest odejść. Przez pracę którą się kocha. A co dopiero mówić o ludziach, z którymi człowiek naprawdę się związał i...którzy są dla ciebie jak rodzina? Co dopiero mówić o ludziach, z którymi naprawdę można byłoby założyć komunę i żyć, po prostu żyć...bo się ich kocha?<br />
<br />
Jak ja im wszystkim podziękuję?<br />
Werze i Ewce, które ułożyły cały plan, co zrobić z naszymi kotami. Którym możemy zaufać tak bardzo, że na te pół roku oddajemy im swoje dzieci. Ewce która pozwoliła nam mieszkać u siebie, która wpadła na to, wtedy, kiedy nawet nie pomyśleliśmy, gdzie się podziejemy ani co zaczniemy robić z rzeczami, kiedy zaczniemy już remontować i opróżniać to cholerne, przeklęte na wieki wieków mieszkanie. Zośce, która mieszkała z nami przez ostatnie dni, chociaż wcale nie musiała...ale chciała, bo wie, przecież wie, że będziemy wszyscy tęsknić. Tej, która umyła nam perfekcyjnie wszystkie okna dzisiaj, tak że wreszcie dostrzegliśmy po latach zaniedbań, że to to ma szyby. Werze, Ewce, Zośce, Natalii, Kaśce,Monice i Leszkowi, którzy pomimo swoich spraw pomagali nam w remoncie. Malowali, pacykowali, mimo że byli zmęczeni po własnej pracy, mimo że mogli robić milion innych rzeczy w weekend albo remontować swoje mieszkanie jak robi to Zosia. Monice, której oddaliśmy chyba połowę sentymentalnych rzeczy, ważnych dla nas ( no bo kto ma mojego bloga sprzed internetu?:D) bo ufamy jej na tyle i wiemy, że ona to doceni. Monice znów i Leszkowi, którzy odwiozą nas na lotnisko, którzy zakomunikowali nam to, nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu.<br />
Jak my im wszystkim podziękujemy? Wszystkim razem, każdemu z osobna? Czasem mam wrażenie, że tylko dzięki tym ludziom nie załamaliśmy się gdy było naprawdę źle i oboje, sfrustrowani, ciskaliśmy w siebie gromy. Bo oni nam pomogli. Byli przy nas. Bliżej lub dalej, ale zrobili dla nas tak wiele...Wierzyli, ba, nadal w nas wierzą. Chciałabym spakować ich wszystkich do plecaka i zabrać ze sobą na Islandię. Nie wiem, czy wiedzą, jak bardzo bym chciała. Ale wybraliśmy. Jedziemy, we dwoje. Ale cholera, obiecuję, że jak tylko dam radę, zorganizuję im najlepsze islandzkie wakacje, jakie są możliwe. Cholera, obiecuję.<br />
<br />
Jak ja im wszystkim podziękuję. Tym, którzy nas wspierają. Tym, których znam przez całe lata albo tym, których znam krócej, jak Monika, ale których znam jakby to całe lata minęły. A przynajmniej, takie odnoszę wrażenie.<br />
Tak. Ludzie są ważni. Ci, którzy są tak blisko i którzy cię nie zawodzą. Są jak rodzina ( rodzina głupich dup, co nie?) którą samemu się wybrało. I to jest ważniejsze, niż jakiekolwiek więzy krwi.<br />
Jeśli coś mi się w życiu udało, to ludzie, których mam dookoła siebie. Mój mąż i moi przyjaciele. Tak, dzięki nim wiem, że zawsze się uda. Może w innym wypadku też udało by się spełniać marzenia...ale byłoby o wiele ciężej. Tego jestem pewna.<br />
Przyjaciele. Magiczne słowo, w które tak wielu nie wierzy. Słowo, którego ja mogę użyć naprawdę i bez zwątpienia. Coś pięknego.<br />
<br />
Zresztą, my spełniamy swoje marzenia...i mam nadzieje, że i wszyscy oni będą spełniać swoje. Jednak w razie czego plan wielkiej komuny jest jak najbardziej aktualny. Nawet mój mąż się co do niego realnie przekonał. Poważnie.<br />
<br />
W sobotę, gdy skończymy tę piekielną zabawę z mieszkaniem urządzamy wielką imprezę nad Wartą. Pożegnalną. Ostatnią taką. To przecież my tak często organizowaliśmy wielkie imprezy. Będę pić z tymi najbliższymi, ale i trochę dalszymi. Bez paru tych, którzy są dla mnie ogromnie ważni, ale niestety, mieli już wcześniejj inne plany. Z tymi których kocham miłością długą i wytrwałą i z tymi, którzy są dla mnie jak to wiosenne zakochanie, już zaiskrzyło ale jeszcze nie zdążyło wyryć się tak głęboko w sercu ale też jest tak ważne i...<br />
Jestem pewna, że się popłaczę. Ale wiecie ci? Tym razem nie będzie mi wstyd. Ani trochę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/8295rOMvtQI/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/8295rOMvtQI?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<i>Zatapiam moje palce w piasku</i><br />
<i>Ocean wygląda jak tysiące diamentów</i><br />
<i>Pokrywających niebieski dywan</i><br />
<i>Opieram się wiatrowi</i><br />
<i>Pozornie jestem lekki jak piórko</i><br />
<i>I w tym momencie jestem szczęśliwy</i><br />
<i><br /></i>
<i>Chciałbym, żebyś tu była.</i><br />
<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-25794626538016454022018-03-31T11:39:00.001-07:002018-03-31T11:40:37.085-07:00O tym, dlaczego lecimy na na Islandię, czyli krótka opowieść o tym, jak zakochałam się w Skandynawii.25 dni. Tak naprawdę dopiero dzisiaj tak naprawdę mogę stwierdzić, że tyle mi zostało do wywrócenia całego swojego życia do góry nogami. Mogę zacząć wielkie odliczanie.<br />
Choć, tak naprawdę, czy nie zaczęło się ono wcześniej? Czy nie nastawiłam wskazówek swojego zegara na "ostateczną zmianę" już wtedy, w styczniu 2017 roku, siedząc w banku przed ubraną elegancko panią, myśląc, że nie, wcale nas tam nie powinno być, wcale tego nie chcę? Czuję, wiem, że nie powinno nas tam wcale być?<br />
Myślę, że wielu z was może zadać sobie to pytanie- jak w ogóle doszło do tego, że Szop i jej Mąż lecą za niecały miesiąc na Islandię?<br />
<br />
Mieliśmy inne plany. Ci, którzy czytali mojego poprzedniego bloga wiedzą o tym doskonale, jak w pewnym momencie zapragnęłam wyjazdu na stałe w Bieszczady. W krainę dzikości i spokoju. Marzyliśmy bowiem o życiu w miejscu, gdzie nie ma za dużo ludzi, nikt się nie spieszy. Marzyliśmy o prawdziwej zimie, pewnej dzikości, oddaleniu. Miejscu pełnym wyzwań. Nie potrafiliśmy przecież, oboje, zakochać się w wielkich miastach. Nie dla nas był, jest nadal, nawet Poznań, tak nikły, miałki w stosunku do europejskich metropolii.<br />
Metropolis. To nie bajka dla nas. Góry, zimne rzeki, lodowate wiatry, zieleń, czyste powietrze...o tym marzyliśmy. Jednak pewnego dnia dotarło do nas, że...w dużej mierze to marzenie niemożliwe. Cały nasz plan miał więcej dziur niż materiału, tego płótna nie dało się polatać. Rzucić wszystko i jechać w Bieszczady? Brzmi pięknie. Ale o wiele trudniej zrobić to naprawdę. Nie twierdzę, że to niemożliwe. Wręcz przeciwnie. Jednak, rozsądek mojego Męża wygrał. Nie niemożliwe. Ale dla nas, w naszej sytuacji, w tym momencie, wydaje się nierealnym. Jak dziś pamiętam tę rozmowę, do której doszło w pociągu. Rozmowę o naszych marzeniach i trzask łamanych kości. Bo połamano mi wtedy skrzydła. Pamiętam, jak płakałam. Ja, płakałam w miejscu publicznym. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jakie musiało to być dla mnie trudne.<br />
<br />
Co dalej? Myśleliśmy, jak ugryźć to życie. Może jednak wziąć kredyt. Zbudować dom. Blisko lasu. Co jakiś czas jeździć w góry, trochę podróżować. Żyć tak jak się da, skoro nie da się inaczej. I tak mamy szczęście, mamy siebie, mamy swoich przyjaciół...<br />
Tak. Mamy szczęście. Coś we mnie złamało się. We mnie i w nim. Zgodziliśmy się przez moment by...<br />
Ułożyliśmy kolejny plan. Poszliśmy do banku. Wysłuchaliśmy oferty kredytowej.<br />
<i>No kurwa nie.</i> To pierwsze słowa, jakie usłyszałam od mojego Męża, gdy tylko wyszliśmy na zimną, ale słoneczną ulicę tego dnia. To wszystko było tak absurdalne. Warunki kredytu. Smycz przez najbliższe lata.<br />
Smycz, a może wręcz łańcuch, który boleśnie wpija się w szyję, uwiązuje w jednym miejscu i zostawia po sobie tylko bolesne blizny po przewegetowanym życiu.<br />
Nie znoszę zobowiązań. Nie takich, które czynią nas odpowiedzialnymi nie wobec tych, których kochamy, a wobec abstrakcyjnych idei, które z odpowiedzialnością nie mają nic wspólnego. To nie dla mnie. To nie dla...nas.<br />
<br />
Musimy wyjechać. Wyjechać by zarobić na schronisko w Bieszczadach. Na własne gniazdo wśród drzew. Bo on nadal potrzebował gniazda.<br />
Wyjechać? Tak! Myśl, która mnie ożywiła. Myśl, która sprawiła, że moje skrzydła zaczęły się zrastać po feralnej rozmowie w pociągu. Wyjechać, ale dokąd? Nie ciągnęły nas Wyspy Brytyjskie. Holandia. Chociaż, może, żeby po prostu zarobić i...wrócić? Wcale nie musi być pięknie, wystarczy zarobić na marzenie i...<br />
<br />
Pewnego wieczoru zostałam sama w domu. Nadal z jakimś smutkiem w środku, tuż po swoich urodzinach błądziłam, jak to ja, w poszukiwaniu muzyki w sieci. I trafiłam na nią.<br />
Eivor Palsdottir.<br />
Co to za język, ten, w którym śpiewa? Jest piękny! Serce mi zadrżało. Jeden kawałek, w którym się zakochałam. Drugi, w którym...tak, usłyszałam to. Właśnie to, jak gra moje serce. To, jak brzmi...zew.<br />
Czasem po prostu wiesz. To tak jak z zakochaniem. Gdy poznałam mojego Męża, 10 lat temu, to też było takie oczywiste. Po prostu wiedziałam, że to ten. Czułam w nim to, czego szukałam.<br />
Coś podobnego, choć w innym wymiarze, odkryłam w głosie Eivor.<br />
<br />
Co za piękny głos i piękny język. Nie, nie islandzki, jak sądzicie. Islandzki poznałabym od razu, przecież od lat słucham Sigur Ros czy Rokkuro.<br />
Farerski. Język, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Wyspy Owcze. Kraj pośrodku niczego.<br />
A może by tak...tam? Poczułam to.<br />
Od razu zaczęłam przeszukiwać internet. Wiadomości na temat Wysp Owczych. O tym, jak tam z praca, czy idzie w ogóle się zaczepić...<br />
Zajęło mi to parę godzin. W tym czasie Mąż wrócił z pracy a ja...tak po prostu zaczęłam mu opowiadać o moim pomyśle. Słuchał uważnie. I po raz pierwszy od dłuższego czasu zauważyłam...że coś się w nim obudziło. Tak samo jak we mnie, gdy słuchałam Eivor.<br />
Wyspy Owcze? Może być ciężko. Ale może...Islandia?<br />
Zgłębiliśmy temat. Po tygodniu...zaczęliśmy uczyć się języka islandzkiego. Coś w nas jednak zwątpiło w wyspę złożoną z lodu i ognia. Jednak...ciężko tam o pracę. Chodziliśmy po agencjach, szukaliśmy ogłoszeń. nie było nas stać, by tak po prosty wyjechać. Pomyśleliśmy, że może jednak Norwegia? Być może tam będzie łatwiej. Poszerzyliśmy pole poszukiwań. Zaczęliśmy uczyć się norweskiego, który okazał się równie pięknym dla naszych uszu, ale o wiele łatwiejszym językiem, niż islandzki.<br />
Skandynawia. Islandia. Norwegia, Farose. Może północ Szwecji. Dania...za bardzo na południe. Skandynawia, a raczej kraje nordyckie nas opętały. Przecież Islandia to nie Skandynawia!<br />
Zaczęłam odrabiać pracę domową. Nie zliczę, ile książek, reportaży o Północy przeczytałam. Ilu autorów z tamtych rejonów zawładnęło moim czasem. Knausgard. Ibsen. Hamsun. Głównie Norwegowie, bo na nich się skupiłam ale....<br />
Zgłębiłam teorię kultury. Prawa Jante przestały być dla mnie tajemnicą. Z głowy zaczęłam recytować daty ważne dla norwegów czy Islandczyków. Dowiedziałam się co nieco nawet o Grenlandii. O kuchni w Szwecji i Norwegii, oraz co bywa wielkim faux pas. Nie powiem, że stałam się ekspertem ale...za każdym razem, gdy myślałam o którymś z miejsc na Północy, moje serce zaczynało bić żywiej. Co więcej, to serce naprawdę, naprawdę uwierzyło, że może się udać. To serce uwierzyło, bo wreszcie uwierzył i On. I naprawdę zaczął działać.I On, mój Mąż, chciał tej zmiany.<br />
Wyjechać by zarobić...a może wyjechać już na zawsze? Ta myśl w nas dojrzała. Może by nam się spodobało. Może właśnie znaleźlibyśmy nasze miejsce.<br />
Niezliczone godziny spędzone razem na oglądaniu kina północy. Próby rozmawiania po norwesku.<br />
Co nas tak chwyciło za serca? Trudno powiedzieć.<br />
<br />
Jest wiele rzeczy, które sprawiają, że chcieliśmy wyruszyć na północ.<br />
Wszystkie te kraje są na swój sposób dzikie, choć są jednocześnie najbardziej cywilizowanymi krajami, o najwyższym poziomie życia. Małe społeczności, które potrafią dbać o siebie jak za czasów plemiennych, wielkie połacie dziczy, gdzie nie spotkasz drugiego człowieka przez wiele dni. Góry. Zimno i noc polarna. Walenie i zorza. Pełne równouprawnienie. Równość w myśl zasad Jante, które mają i swoje złe strony. Słynny skandynawski spokój. To wszystko i wiele innych rzeczy sprawiło, że zaczęliśmy szukać. Działać. To i przeczucie że....<br />
To jak z miłością. Czasem wiesz że to to i już. I nie ma to uzasadnienia. Po prostu nie ma. Czasem pomylisz się i zranisz. Trudno. Może zostaniemy zranieni, pomimo swojego zaangażowania i swoistej miłości darowanej a konto, zanim postawiliśmy stopę na ziemi zrodzonej z ognia i lodu. Może to złamie nam serca, złamie nasze życie...ale nie przekonamy się, póki nie spróbujemy, prawda?<br />
Znaleźliśmy w sobie odwagę, by szukać. Spróbować żyć gdzie indziej. To już wiele. I ta myśl, że odważyliśmy się, że już coś się udało, że za 25 dni wyruszymy...sprawia, że zew zmienia się w skowyt radości i pozwala marzyć jeszcze dalej. Pozwala odrzucić wszystko i zmienić życie, wierzyć w to, że gniazdo, gniazdo i schemat, to nie to, czego potrzebujemy.<br />
<br />
Zdecydowaliśmy więc. Norwegia. Islandia. Jakimś cudem może, Wyspy Owcze, które kocham już nazywać nie inaczej, jak Farose.<br />
Miejsce, które nas przyciąga. Miejsca, w których nauczyłam się tak wiele w teorii. Teraz tylko...jak?<br />
Tak jak mówiłam, to ja jestem tą, która skacze po chmurach. Mój Mąż jest tym, który marzenia realizuje. Zgrany z nas zespół w życiu.<br />
<br />
Szukał. Próbował. Kombinował. Nie dawaliśmy się zniechęcić. Uderzaliśmy jednak głównie w Norwegię. A ja silnie wierzyłam, naprawdę wierzyłam...że musi się udać.<br />
Pewnego wieczoru, jakoś w połowie marca wypiliśmy trochę za dużo wina. Nieraz zdarza się nam to zrobić we dwoje. Tym razem, zmęczona, poszłam spać. A mój Mąż wytrwale, choć po pijaku wertował kolejne oferty pracy za granicą. I tak oto wysłał swoje CV na Islandię, bowiem będąc całkiem nietrzeźwym przypomniał sobie, że w sumie przecież to o Islandii myśleliśmy najpierw.<br />
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Dwa dni później mój Mąż odebrał, całkiem zaskoczony telefon i...przeszedł pierwszą rozmowę kwalifikacyjną. Całkiem przypadkiem przypomniał sobie, że no w sumie, ma jeszcze żonę, bez której nigdzie nie jedzie i dośle jej CV. Tak rozmowę następnego dnia odbyłam i ja, cała przerażona i dosłownie osrana. Telefon o pracę złapał mnie bowiem...w toalecie. I może lepiej.<br />
<br />
Tydzień później, 21 marca, w pierwszy dzień wiosny, byliśmy już w Warszawie i podpisywaliśmy umowy po najsympatyczniejszej rozmowie kwalifikacyjnej, jaką miałam w życiu. Islandczycy są świetni już na pierwszy rzut oka. Serio. Przynajmniej, nasza przyszła szefowa.<br />
Gdy po rozmowie wyszliśmy na ulicę, w mieście którego nie znosimy, aż sami nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Właśnie wywróciliśmy do góry nogami swoje życie. Nie docierało to do nas do końca, a jednocześnie czuliśmy się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.<br />
<br />
Myślę, że już nic nie może się zepsuć. Bo nie może, prawda? 25 kwietnia lecimy na Islandię. 30 zaczynamy pracę na lotnisku w Keflaviku, gdzie, co wcale nie dziwi, pracuje bardzo wielu Polaków.<br />
Taki mały smaczek- świat jest mały. Malusieńki. Na tym samym lotnisku, w tej samej firmie, pracuje mój dobry kumpel z czasów liceum, z którym kontakt trochę mi się urwał ale...w liceum zawsze go uwielbiałam. Bo zawsze był mega inteligentnym, wrażliwym, choć specyficznym człowiekiem. Taka artystyczna dusza z sercem na dłoni.<br />
Cóż, jesteśmy już umówieni na picie wina pod zorzą polarną. Czy kiedykolwiek w liceum pomyślałam, że będę pić z nim wino na Islandii? Nierealne, niepomyślalne...a jednak. Zadziwiające ścieżki, które plącze nam los.<br />
<br />
Tak więc Islandia. Kraj wulkanów i lodowców. Kraj, w którym żyje trochę ponad 300 tys obywateli, a ponad 130 tys jest w samej stolicy. Pustkowia. Maskonury i lisy polarne. Kuce i 700 tys owiec. Sagi wikingów czytane płynnie przez mieszkańców. Gejzery i gorące źródła. Białe noce. Wiatr, który wywraca ciężarówki w podmuchach. Nieprzyjazna ziemia, lodowe jaskinie, w których tak łatwo umrzeć. Walenie wyskakujące z wody. Jednocześnie 4 najszczęśliwszy kraj na świecie. Jedyny kraj który wprowadził ustawę o równych zarobkach kobiet i mężczyzn. Ludzie którzy jedzą owcze oczy, zgniłe rekiny i jednocześnie uszanują każde wyznanie. W teorii.<br />
Przekonamy się, jak tam jest naprawdę.<br />
25 dni.<br />
Może to naprawdę będzie odwzajemniona miłość, która na razie jest zauroczeniem na odległość. Pół roku szansy. Trzymajcie za mnie kciuki.<br />
<br />
A was zostawiam z Eivor i jej koncertem nad fiordem w Norwegii. Tak, taki koncert też mi się marzy. Bo wiecie...Eivor, od której zrodził się nas pomysł z Północą gra w Poznaniu w kwietniu. Nawet kupiłam bilety, ostatnie z puli w przedsprzedaży, co zakrawało na cud. Niestety, bilety daliśmy naszym głupim dupom, bo sami nie będziemy mogli na koncert iść. Dziewczyny śmiały się, że będą nas opłakiwać.<br />
Eivor gra 26 kwietnia. To będzie nasz pierwszy pełen dzień na Islandii.<br />
Czy wierzycie w znaki?<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/wsl-KHGe4Kk/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/wsl-KHGe4Kk?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<br />
<i style="background-color: #3d85c6;"><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Zaczarowana jestem ja, jestem ja</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Czarownica omamiła mnie, omamiła mnie</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Zaczarowana w głębi duszy mej, w duszy mej</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">W sercu płonie gorący żar, gorący żar</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Zaczarowana jestem ja, jestem ja</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Czarownica omamiła mnie, omamiła mnie</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Zaczarowana do głębi serca, do głębi serca</span><br style="color: #666666; font-family: tahoma; font-size: 11.5px;" /><span style="color: #666666; font-family: "tahoma"; font-size: 11.5px;">Oczy patrzą tu, gdzie stała czarownica</span></i><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-84615882177557054162018-03-30T13:08:00.002-07:002018-03-30T13:08:51.459-07:00O tym, że wywracam swoje życie do góry nogami, czyli o łowieniu rzeczy dla siebie w chaosie wszechświata. To, że zaczęłam pisać parę miesięcy temu, zdecydowanie było falstartem. Zdawałam sobie z tego sprawę, z tego, że tak właśnie może być. I to wcale nie dlatego, że nie chcę pisać. Wręcz przeciwnie, nieraz aż fizycznie tego pragnę. Jednak istnieją pewne pragnienia, którym nie powinniśmy ulegać, jeśli inne nie zostaną zaspokojone. To jak zaspokojenie fizyczne i potrzeba bliskości, miłości- czasem potrzebujemy obu, by być sytymi.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Potrzebuję nie tylko pisania. Potrzebowałam bowiem też i zmiany. Wielkiej zmiany w życiu- nie tak banalnej, jak zwykła zmiana pracy. Potrzebowałam wywrócenia życia do góry nogami, bym tak naprawdę też i na nowo mogła znaleźć słowa. Cóż. Wreszcie dostałam to, czego chciałam. Za 25 dni moje życie będzie już całkiem nie moim życiem, a jedyna stałą, która będzie mi towarzyszyć będzie chyba tylko mój Mąż.<br />
<br />
Za szybko poszłam do łóżka z pisaniem. Wiem to. Po założeniu tego bloga w grudniu i po paru lichych wpisach czułam się jak po perfekcyjnym one night stand- wszystko ładnie, pięknie, ale jednak czegoś brakuje, bo szukałam czegoś więcej niż słownego, w tym przypadku, orgazmu. Szukałam czegoś więcej w sobie. Chciałam więcej od życia.<br />
Teraz już nie mogę powiedzieć, ze tego nie dostałam. I już chyba nie zapeszę. Przecież wszystko już załatwione. Słowo się rzekło, słowo zobowiązało. Przecież przewracam już wszystko na głowę, zielonym do dołu- a może tak naprawdę zielonym do góry, zielonym do góry dla mnie. Liczą się tylko moje kolory. Nasze. Nasza perspektywa.<br />
<br />
Zawsze chciałam przecież czegoś więcej od życia. Zawsze czułam w sobie ten skowyczący aż momentami zew, który kazał sięgać w życiu po coś więcej. Ten, który wymagał ode mnie odwagi, ten, który nieraz brutalnie hamowała codzienność a także ten...którego kocham, którego wybrałam na towarzysza na mojej drodze. Hamował, bo to ja jestem tą, która nie tylko stąpa po chmurach, ale wręcz nieraz i na nich tańczy. to ja jestem tą, która nie wierzy tylko w niemożliwe, jak w ironicznym wierszu Bursy, w którym zakochałam się jako nastolatka. To ja jestem wariatką. A on jest moim rozsądkiem...ale i siłą. I od kiedy go poznałam wiedziałam, że i on słyszy ten skowyt. Tylko w nim dojrzewał on latami. Być może czekał na odpowiedni moment. Bo gdyby i on tego nie słyszał, gdyby on nie miał w sobie tego ognia...w przeciwnym wypadku, czy moglibyśmy być w ogóle razem i kochać się, wciąż namiętnie i szalenie?<br />
<br />
Dorośliśmy. Dojrzeliśmy. On w tym roku kończy 30 lat. Ja 28. Jesteśmy ze sobą 10 lat, 4 lata żyjemy jako małżeństwo. skończyliśmy studia. Żegnaliśmy tych, których kochaliśmy. Zmienialiśmy pracę, marzenia. Pomysły na siebie. Zresztą, tych pomysłów było tak wiele przez te wszystkie lata, pomysłów, do których ja w swym szaleństwie nadmiernie się zapalałam, a który jego racjonalizm gasił, że nie dziwi mnie wcale, że nikt już nie wierzył, ze ten kolejny pomysł się uda. Ale udało się. Bo przecież jesteśmy już po słowie. Uda się, prawda? Pomimo lęku, stresu....ale też i w wielkiej radości.<br />
<br />
Być może właśnie to ten pomysł, który okazał się właściwy. Ten, który zasiany został w naszych sercach przez przypadek, który rozwinął się w prawdziwe marzenie, a potem plan. Bo ja mam marzenia, a mój Mąż robi plany, kiedy moje trochę -mrzonki, sen wariatki, stają się i jego marzeniami. Sądzę, że dlatego stanowimy tak dobry zespół. Sądzę, że może dlatego się udało.<br />
A może po prostu jeśli się bardzo chce, to chwyta się życie za jaja i nie puszcza, jak mówi moja druga połowa. I jeśli się czegoś naprawdę chce to po prostu się to robi. Problemem jest, że większość ludzi na ziemi tak naprawdę nie wie, czego pragnie. I być może, tak wielu ludzi jest nieszczęśliwych. Dlatego tak wiele osób przewija się przez mój oddział psychiatryczny, który już niedługo przestanie być moim oddziałem.<br />
I może, jeśli naprawdę czegoś chcesz, to życie daje ci znaki. Może dlatego w zimowy, styczniowy poranek zmuszaliśmy się do wstania i chodzenia do urzędów. Może dlatego mój Mąż przez przypadek wysłał cv, kiedy oboje byliśmy spici paroma winami. Może życie nam pomaga i daje nam znaki. A może to jeden wielki przypadek, chaos, z którego po prostu możemy wyłowić coś dla siebie, póki po prostu żyjemy. Póki możemy czegoś doznać, zaznać. Póki możemy się popłakać z radości, choć we wszechświecie, jego ogromie, nasze życie nic nie znaczy. My sami nadajemy mu sens z bezsensie.<br />
<br />
Doznać. Czuć. Zobaczyć, poczuć, zamiast posiadać. Już dawno powiedziałam, że wolę być, niż mieć. Jeśli mieć, to tylko po to, żeby być. Dlatego rozdaję wszystkie rzeczy. Sprzedaję, bo pieniądze to teraz jedyne mieć, które pozwoli mi być, być tak bardzo. Dlatego wydaję nawet książki, bo przecież wzięłam z nich już wszystko, co mogłam. Po co mają stać na moich półkach, umierać, skoro mogą żyć, gdy będą czytane przez innych? Mam nadzieję, że moje książki będą też żyć, podczas gdy ja, tam, będę żyła innym życiem. W jakiś sposób, być może, narodzę się na nowo.<br />
Mieć, być. Bo jeśli będę umierać, za kilka albo kilkadziesiąt lat, to czy w ostatnich miesiącach będę myśleć o tym, ile mam książek na półkach, ile mam krzeseł, pięknych talerzy i kubków...czy będę wspominać te chwile, w których zobaczyłam po raz pierwszy zorzę polarną, w których stanęłam po raz pierwszy na szczycie kolejnej góry? Chwile, które współdzieliłam też z przyjaciółmi? Nie, wicie gniazda nigdy nie było dla mnie. Wiedziałam o tym od zawsze. Wicie gniazda nie było też nigdy dla mojego Męża. Zrozumiał to z czasem. Sam bowiem przyznał, że bał się.<br />
Wszyscy od dziecka wtłaczają nam do głów schemat. Ożeń się, zbuduj dom, pracuj, miej dzieci. Raz do roku wyjeżdżaj na wakacje.Dbaj o prestiż społeczny. Kupuj piękne rzeczy. Jeśli tego naprawdę chcesz- twoja sprawa. Jeśli to daje ci radość. Jednak to nie dla mnie. Czasem jednak przekonanie się, że można inaczej, można zacząć na nowo, zostawić wszystko, prawie wszystko co się zna- wymaga czasu. Wymaga być może odpowiedniego momentu.<br />
Chociaż, czasem myślę, że ten odpowiedni moment to wielka bzdura. W miłości. W zmianie pracy. W urodzeniu dziecka. Czekamy na odpowiedni moment i....nagle budzimy się przy końcu naszego życia. Czekanie...można przeczekać całe życie. Też czekaliśmy. Ja czekałam. Ale może tak właśnie miało być.<br />
<br />
Gdybanie, czy sięgamy po prostu po coś w chaosie, czy wszystko składa się w jedną całość. Może trzeba mieć szczęście. Może tak naprawdę to takie załapanie się na krzywy ryj. Po prostu jest jak jest. Może trzeba zaszaleć jednej nocy, żeby potem coś przypadkiem mogło się z tego narodzić, a nieraz może trzeba planować to latami, starać się i nie ma w tym żadnej kurewsko żelaznej reguły.<br />
Nie ma to teraz dla mnie znaczenia.<br />
Liczą się fakty.<br />
A fakty są takie, że zmieniam całe swoje życie. No, może prawie całe. Zostawiam tego samego Męża. Zostawiam tych samych przyjaciół, choć dzielić nas będzie większa odległość.<br />
<br />
Próbowaliśmy to ugryźć z różnych stron. Od ponad roku kombinowaliśmy, myśleliśmy nad tym, do którego miejsca się udać. Gdzie najlepiej zacząć. W taki czy inny sposób. Na krzywy ryj czy przemyślanie, rozsądnie.<br />
W końcu wyszło jak wyszło, udało się jak się udało. A ja pomimo wątpliwości, stresu i przekonania, że będę niesamowicie sfrustrowana przez używanie innego języka jestem niesamowicie szczęśliwa. Podniecona. Pełna entuzjazmu i miliona nowych planów.<br />
<br />
Swojego czasu powiedziałam mojemu Mężowi, że pewnie tak naprawdę zacznę pisać wtedy, gdy nam się uda. gdy wywrócimy swoje życie do góry nogami i naprawdę znajdę słowa na dłużej niż na kilka przypadkowych nocy. Być może wracam, bo tak naprawdę się żegnam.<br />
<br />
Bo naprawdę się udało. Umowy o pracę i mieszkanie podpisane, bilety na samolot kupione.<br />
<br />
<b>25 kwietnia wylatuję z Mężem na Islandię. Najpierw na pół roku a potem...czas pokaże. </b><br />
<b>Czas po prostu zacząć przygodę życia. </b><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/JyCGLyMiGY0/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/JyCGLyMiGY0?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<br />
Czyż islandzki nie jest jednym z najpiękniejszych języków jaki istnieje?</div>
Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-36046384124348852342018-01-02T04:16:00.002-08:002018-01-02T06:08:44.280-08:00O końcu starego i początku nowego, czyli o datach które nic nie zmieniają ale trochę nam uświadamiają. <div style="margin-bottom: 0cm;">
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nowy
Rok.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zmęczona,
niewyspana pędziłam do pracy. Bo tak, tym razem pracowałam. 1
stycznia nie był dla mnie dniem, w którym mogłam leczyć bezkarnie
kaca po Sylwestrowym szaleństwie. Z jednej strony było mi może
trochę przykro, kiedy zaspana, mimo wszystko niewyspana i z lekkim
kacem jechałam tramwajem pełnym pijanych ludzi. Dziwnie zachciało
mi się śmiać, kiedy jedna dziewczyna zwymiotowała całkiem
niedaleko mnie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">No
tak. Nowy Rok
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nic
takiego. Kolejna data graniczna, która nic nie znaczy...ale jakoś
mimo wszystko zmienia coś w naszej świadomości. Data, przy której
zauważamy wszystkie inne małe i większe zmiany, które po prostu
następowały w nas z dnia na dzień. Czas, w którym mimo wszystko
coś w nas podsumowuje to co było i szuka nadziei i energii na to,
co jeszcze nastąpi. Szuka w sobie siły i radości na dalsze życie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nowy
rok, dla mnie nowa praca. 26 grudnia pożegnałam ostatecznie Dom.
Ten, do którego będę musiała jeszcze wpaść, żeby posprzątać
szafkę. Odebrać świadectwo pracy. Ten, za którym będę tak
niesamowicie, czasem boleśnie tęsknić. Ale zmiany są potrzebne. I
właśnie coś we mnie wiedziało, że muszę odejść. Trochę wbrew
sobie a trochę...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jestem
jednak człowiekiem, który potrzebuje czegoś nowego. Wyzwań. Który
nie chce popadać w rutynę, choć, nieraz sama w sobie o tym
zapominam.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Dyżur
na psychiatrii w pierwszy dzień nowego roku nie różnił się
niczym wielce od innyc dyżurów. W końcu, to zwykły dzień, a nikt
nie leczył tu kaca. Chyba, że tego od życia. Ale to zajmuje o
wiele więcej, niż jeden dzień bolącej głowy. Gdy boli dusza, goi
się o wiele wolniej. Gdy jest poszarpana na strzępy, goi się nawet
latami. A czasem i blizny bywają na niej zbyt wielkie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zmęczenie
brało nade mną górę. Ale to nie szkodzi, tylko dwanaście godzin
pracy. Czy mam prawo narzekać na niewyspanie przy tych, którzy
robili właśnie 30 godzinę dyżuru bez przerwy? Każda wytrzymałość
ma swoje granice. Ale tak, w minionym roku przekonałam się, że
potrafi być ona wielka i nadal nie znam tych granic u mnie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Czas
biegł. Pilnowałam swoich kobietek, pacjentek przy posiłkach, żeby
żadna nie ukradła noża z jadalni. Przewijałam jedną z pacjentek,
którą uwielbiam. Innej pomogłam się myć.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wreszcie
wybiła 19. I zmęczona mogłam iść do domu. Zmęczona, ale
zadowolona, śmiejąca się w głos w szatni z powodu głupich
tekstów jednego z nowych pracowniczych kumpli.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Świeże
powietrze. I ten księżyc. No tak.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Pierwszy
dzień roku i od razu pierwsza pełnia. Ta, która świeci światłem
wilczych oczu, mówi o głodzie wilka.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Widoczna
nawet w mieście, tylko trochę rozpraszana przez sztuczne światła.
Cudowne oko.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie
mogę się doczekać widoku księżyca w górach, na śniegu-
pomyślałam. Zrobiłam się głodna. Nie ciepłego posiłku, z
którym czekał na mnie w domu mój Mąż. Głodna nowych wyzwań.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Co
przyniesiesz mi 2018 roku, co przyniosą mi kolejne pełnie?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wiele
radości. I wiele bólu. Tego byłam bardziej niż pewna. Bo po
prostu życie będzie toczyło się zwykłym torem wśród
niezwykłych, niepowtarzalnych wydarzeń.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Czekam
na tramwaj. Telefon.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Już
po pracy?</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Już
po kacu?</i>- odpowiadam ze śmiechem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zawsze
w tajemniczy sposób wie, kiedy zadzwonić. Mój A., którego znam
tyle lat i z którym w ciągu ostatniego, minionego roku tak wiele
się wyjaśniło. Uporządkowało. A., który chyba też znalazł
swój spokój ducha i kogoś, z kim naprawdę może spędzić życie.
Człowiek, którego siłą musiałam bywać kiedyś, ale który stał
się moją siłą, gdy tak tego potrzebowałam. W paru kryzysach,
które wstrząsnęły moim światem jak nuklearne próby.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Rozmawiamy
chwilę, do przyjazdu tramwaju. Jestem zmęczona i słowa nie
układają mi się zbyt gładko, ale to nie szkodzi. On, ze swoim
potężnym kacem i jej śmiechem w tle.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-To
jeszcze raz, wszystkiego dobrego w nowym roku.</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Wszystkiego
dobrego na całe życie! Kocham cię.</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>Też
cię kocham.</i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">To
kocham nie jest już w żaden sposób bolesne. Stało się całkiem
ludzkie, po prostu ludzkie. Bez dodatkowych znaczeń. Tak, w 2017
roku zdecydowanie się w tym upewniłam. I to sprawia, że jestem
lżejsza. To kolejna cegiełka szczęścia. Zwykłe kocham cię.
Jesteś dla mnie człowiekiem, który rozpala serce, tak po prostu.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">To
piękna rzecz.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wskakuję
w tramwaj. Jadę do domu.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bałagan,
niewyniesione śmieci, ale pozmywane naczynia. Nikt już nie został
po imprezie, wszyscy musieli wracać do swoich zajęć. Przecież i
M., którą poznałam w pracy w Domu szła na dyżur. Tylko że
nocny.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">1
stycznia czas jakby się zatrzymuje. W domach, w sercach. Nikt
jeszcze nie wraca do normalności po dwóch dniach wyrwanych z
życiorysu, dwóch dniach, w których często zdarza się, że
jesteśmy z tymi najważniejszymi. Tymi, którzy rozpalają nasze
serca. 1 stycznia możemy mówić to, czego boimy się powiedzieć.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Tęskniłem
za tobą</i>- mówi mój Mąż, jeszcze lekko pijany, gdy wracam, a
on leży na kanapie i ogląda jakieś dziwne filmiki w internecie.
Tak, takich słów nie boi się nigdy. Od niego słyszę to cały
rok.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Nie
było mnie tylko 12 godzin!</i>- jak zwykle próbuje obrócić
wszystko w żart.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Bez
ciebie to wieczność. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">To
był nasz 9 wspólny Sylwester. W tym roku minie 10 lat, przecież 10
lat, od kiedy jesteśmy razem. Od kiedy po raz pierwszy słyszałam
od niego kocham cię. To najważniejsze kocham cię w całym moim
życiu. 10 lat od kiedy po prostu wiedziałam, wiedziałam, że to
TEN. Z którym ułożę sobie życie, z tórym będę się śmiać,
przy którym odważę się płakać.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Nikogo
już nie ma, jak widzę. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-No,
dziewczyny poszły jakieś 15 minut temu. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><i>-Szkoda,
w sumie, myślałam, że chociaż się miniemy. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Z.
i W. - znam je tyle lat, co swojego Męża. Z nimi też spędziłam
Sylwestra, widziałam płaczącą ze wzruszenia i nad zmarnowamy
czasem Z., która pomimo swoich perypetii życiowych zawsze, zawsze
wraca do tego domu. Naszego domu, którego nie stanowią ściany.
Która pierwsza nazwała nas prawdziwą rodziną, przedstawiając
swojego kolejnego faceta.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">To
w Sylwestra widziałam cudowne oczy W. przy fajerwerkach, te mądre,
ale zawsze jakoś trochę smutne oczy. W, która spędziła u nas
więcej nocy niż tylko tę sylwestrową w ostatnie dni roku. Bo tak
wyszło, bo tak było potrzebne.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">O
północy pomyślałam, że nie tylko swojego Męża kocham w tym
pokoju. Kocham też te dziewczyny, od lat. Spokojną miłością,
która wcale nie rani. Która nigdy mnie nie zraniła, pomyślałam
ze zdziwieniem. Czy nie tak właśnie powinno być, przyszła mi
myśl, kiedy pisałam smsy do tych, którzy byli, byli,
ale...zawodzili i nieraz łamali serca?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W
tym pokoju, o północy były jeszcze dwie osoby. Jednej nie znałam
za dobrze, bo to mężczyzna, którego chyba kocha ( miłość to
dziwne uczucie, nie szafuję określeniami do czasu aż...)ktoś, kto
stał się dla mnie ważny w tym minionym roku. Ktoś, przez kogo ten
rok był o wiele lepsze.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">M.,
którą poznałam w kwietniu pracując w Domu. Niewiele starsza ode
mnie dziewczyna, odważna, która potrafiła rzucić wszystko co
znała w poszukiwaniu szczęścia. Siebie. W dążeniu do celu. Ta
odważna, choć, momentami mam wrażenie, nie zdająca sobie z tego
sprawy. Piękna i dobra. I pełna energii, przez którą aż chce się
skakać w powietrze. Tak, właśnie z nią też chciałam wejść w
nowy rok. Mając nadzieję na kolejne lata, mimo, że przecież
zaczęłam podchodzić do tego ostrożniej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W
domu 1 stycznia, gdy wróciłam po pracy był bałagan i mój Mąż,
dla którego dopiero co impreza się skończyła.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zmęczona
wykąpałam się, usiadłam na kanapie i tak po prostu nic nie
robiłam. Siedziałam i....</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Myśli
same krążyły w głowie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tak,
to był bardzo trudny rok. Zmiana pracy. Poważna choroba mojej
teściowej i pobyty teścia w szpitalu. Moje problemy ze zdrowiem.
kolejne kontuzje i nie tylko. Parę napadów paniki.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale
to był dobry rok. Ten, w którym nie pisałam, ale w którym wiele
się we mnie zmieniło. Ten, w którym byłam na ślubie tych
przyjaciół, z którymi nie mogłam świętować Nowego Roku, ale którzy byli z nami dzień wcześniej, bo jakże moglibyśmy się nie
zobaczyć przed? Ten, w którym było wiele gór, śmiechu, imprez,
piw nad Wartą. Spotkań.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tak,
dobre rzeczy w tym roku stworzyła mi natura i miłość. Tak jak
zawsze. Otaczający mnie ludzie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">I
chyba jednego się nauczyłam.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W
czasie, gdy nie tworzyłam, nie pisałam do was, chyba zmieniło się
we mnie coś ważnego. Zaczęłam dostrzegać, że istnieją
toksyczne relacje, od których, w dużej mierze się odcięłam.
Zaczęłam dostrzegać, że bycie z kimś powinno dodawać nam
skrzydeł. Jak bycie z Z i W przez wszystkie lata. Jak picie z M.
piwa do 5 nad ranem, które dodaje skrzydeł, nawet gdy rozmawiamy o
problemach i gdy płaczemy rzewie, bo tego potrzebujemy. Jak rzadkie
bo rzadkie spotkania z Asikiem, albo pisanie długich smsów, bo
trzeba się wygadać.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale
to nie zalewa żalem, nawet gdy mówimy o problemach. To nie sprawia,
że traci się energię.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie
odcięłam się od ludzi. Ale zaczęłam dbać w tym o siebie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie
wiem jaki jest tu klucz. Nie zdradzę wam sekretu. Ale odkryłam, że
jedni dodają mi skrzydeł. Innych mogę kochać ale...sprawiają, że
jestem słabsza. Banał, w który nie do końca chciałam zawsze
wierzyć, bo przecież, byłam Fridą. Tą, która zawsze sobie
poradzi, zawsze powinna...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie.
Jestem Szopem, który nic nie powinien. Jestem Szopem, który chce. I
który zawsze da sobie radę i nie skrzywdzą go lęki i płacze jej
pacjentów. Ale Szopem, którego można zranić inaczej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Siedziałam
słuchając muzyki i myślałam, gdy mój Mąż musiał się już
położyć, a ja mimo zmęczenia nie mogłam spać ( czasem jest tak,
że gdy jesteśmy najbardziej zmęczeni, nie możemy spać, prawda?).
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Myślałam
o tym, że tak naprawdę w tym roku spędzałam czas z tymi ludźmi,
z którymi naprawdę chciałam. Miałam go najwięcej dla swojego
Męża, nad którego przestałam przedkładać momentami ratowanie
cudzego świata. Więc był to rok wyjątkowego rozkwitu naszej
miłości, bo zachowywaliśmy się przecież momentami, jakbyśmy
znowu mieli po 18 lat, uprawiając seks gdzie popadanie po 6 razy
dziennie. Rok w którym stale chodziliśmy na randki, ale stale
nieprzerwanie mówiliśmy do siebie stary i stara. Będąc nadal
sobą.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Miałam
czas na kawy i piwa z M., która zawsze potrafiła zrozumieć, że
dzisiaj nie mogę. Bo jestem zmęczona. Która jest mądra w
relacjach z ludźmi. Od niej chyba trochę tej mądrości przejęłam.
I zaczęłam czerpać z jej odwagi.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Widywałam
się gdy tylko mogłam z W., Z., z E, z Kaśką i Mateuszem. Z paroma
innymi osobami, które mnie uskrzydlały. Biegałam po górach ze
zmieniającym się trochę pod względem składu, ale jednak ze
stadem głupich dup, które ryczały razem ze mną ze śiechu kiedy
mój Mąż robiąc zdjęcia wołał "kryj ryj".</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Piłam
piwo z Asikiem i jej mężem, choć pod koniec roku zabrakło na to
czasu. Ale stale myślałam o niej, bo faktycznie, pomimo
niegdysiejszych wątpliwości odkryłam u niej ciepło.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Każdy
z tych ludzi miał trochę bałaganu w życiu. Miałam i ja. Ale w
tym wszystkim, w czasie spędzanym wspólnie bałagan był nasz
wspólny.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie
jestem zbyt rodzinnym stworzeniem. Ale faktycznie, po tym roku
utwierdziłam się w tym, co mówiły Z. i W.- rodzinę wybieramy
sami. I do cholery, skoro mogę wybrać, chcę, by była to rodzina,
która razem potrafi ogarnąć swój bałagan. Która sprawia, że i
ja w tym staję się lepsza, silniejsza. Nie płaczę zraniona po
nocach.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie
jestem aż tak mądra. Nie umiem się odciąć od pewnych rzeczy.
Nadal mi zależy, mimo, że pewni ludzie stali się dla mnie jak ryby
w akwarium, które oglądam zza szyby i nawet jeśli chciałabym ich
przytulić, to nie mogę. Bo są za daleko, bo nie oddychają już
tym samym powietrzem. I nieraz jest mi przykro. I tak, potrafię
przez to zapłakać. Ale nie może być idealnie, prawda?
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie
robię podsumowań. Ale, jeśli miałabym to jakoś określić, rok
2017 był swojego czasu rokiem nauki w relacjach. Był rokiem ludzi.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Chociaż...czy
każdy kolejny nie jest takim?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zobaczymy,
co przyniesie kolejny.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">A
wam, życzę wszystkiego dobrego. I mam nadzieję, że też macie
przy osobie kogoś, z kim nieraz ogarniacie bałagan życia. Ale przez
to chce wam się aż śpiewać.</span><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">ba</span>łagan życia. Ale przez
to chce wam się aż śpiewać.</span></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/kINi_D0SW0Y/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/kINi_D0SW0Y?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Jesteś
przyczyną, dla której czuję się tak silny</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Powodem,
dla którego się trzymam</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Wiesz,
że dałaś mi cały czas</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Czy
ja dałem ci wystarczająco swojego?</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Trzymaj
się ukochana</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>To
ciało jest moje,to ciało jest twoje i moje</i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Trzymaj
się moja ukochana</i></span></div>
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white; font-family: "georgia" , "times new roman" , serif;"><i>Ten
bałagan był twój, teraz twój bałagan jest i mój. </i></span>
</div>
Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-242788147239230662017-12-23T11:24:00.000-08:002017-12-23T11:24:19.211-08:00O jednym cudzie, o którym powinniśmy pamiętać nie tylko od święta. <div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">W soboty o poranku
rzadko kiedy, pędząc do pracy, spotykam duży ruch. Tym razem
jednak ulice i tramwaje były jak wymarłe.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>No tak, ostatni
dzień przed świętami</i>.- pomyślałam, jadąc do swojej nowej-
starej pracy. Jadąc po dość ciężkim wieczorze.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nowej- starej
pracy, bo przecież w szpitalu psychiatrycznym pracuję już od
października. Na pół etatu, ale jednak. Od stycznia będę
pracować tylko tu. Na pełen etat.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Potrzebowałam
zmiany. Potrzebowałam nowego początku, rezyngnacji z Domu. Dlaczego,
o tym pewnie jeszcze napiszę. Ale dzisiaj nie jest to ważne.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Od października
pracuję na pół etatu w szpitalu psychiatrycznym, rzecz jasna, jako
opiekunka. Robię prawie to samo, co w Domu, choć, wszytko wygląda
trochę inaczej. Pracuje na oddziale zamkniętym, kobiecym. Nieraz
tylko odwiedzam inne oddziały. Gdy muszę pożyczyć w weekend
pościel, bo jest weekend i u nas zabrakło. Gdy jest alarm, ktoś
dostał szału i trzeba pomóc reszcie personelu zapiąc go w pasy.
Różnie bywa. W końcu to psychiatryk. Miejsce całkiem inne niż
Dom.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Miejsce, w którym
stykam się z całkiem innymi problemami niż do tej pory. Ale w
którym tak samo staram się być dzielna i uśmiechnąć się do
każdej z moich pacjentek.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Czy jednak w takim
miejscu mogę liczyć na świąteczny cud?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Śmiałam się
trochę pod nosem. Bo przecież, mimo tego że świąt nie obchodzę,
jestem ekspertem od cudów w te najdłuższe noce. Najpierw
przebudzenie Księcia. Potem dziwna wigilia w Domu, na którą
zaprosiłyśmy pracwników z Ukrainy, remontujących nasz Dom Pomocy
Społecznej. Tańczenie ze staruszkami i z jednym z robotników na
świetlicy. Dzielenie się opłatkiem, mimo że w ten opłatek nie
wierzę, może jako symbol, ale jednak..nie do końca mój.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Ale jednak to były
cudowne święta, bardziej świąteczne, niż w niejednym domu, przy
stole, nad karpiem. Moje pracujące święta, pełne ciepła i
wzruszeń, mimo że choinki nie powodują we mnie fontann łez i
zachwytów.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie szukałam sama
cudów. One szukały zawsze mnie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Rano jednak biegłam
przez zimne ulice i znów na nic nie liczyłam. No po po co?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">4 męczące
dwunastogodzinne dyżury przede mną. Co za różnica, że święta.
Trzeba będzie zrobić swoje. I 23 i 24 na psychiatrii i 25 i 26 w
Domu, podczas moich ostatnich tam dyżurów.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Cztery dwunastki,
nie ma co panikować. Przeżyję. Bo przeżyłam i dobę w pracy.
Przeżyłam nawet i dyżur trwający 36 godzin bez przerwy przez te 3
miesiące, kiedy pracowałam na półtora etatu. Jak trzeba, to
organizm zniesie wszystko. I kto jak nie ja, Szop? No kto?
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Tak myślałam idąc
rano, przedzierając się przez puste ulice, jadąc tramwajem, który
wydawał mi się tramwajem- widmo.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Od rana na dyżurze
było przyjemnie. Może się zdziwicie, ale na psychiatrii potrafi
być przyjemnie. Wzruszająco. Pięknie. Pewnie nieraz jeszcze o tym
opowiem. Tak właściwie, to i bez świąt przeżyłam już tutaj
pewne małe cuda. Zaskoczenia.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Owszem, przez te 3
miesiące trafiały mi się momenty jak z filmu "Przerwana
lekcja muzyki". Ale większość była piękna. A kobiety,
którymi się zajmuje, to często cudowne dusze i umysły. To
wspaniali ludzie. Tylko trochę pogubieni. Czasem prawdziwie chorzy.
Ale jakoś w tym autentyczni.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Dyżur jakoś
leciał. Dyżur jak dyżur, przecież. Taki jak każdy. Na szczęście
pokojny.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Po śniadaniu
zeszłam na papierosa, zapalić. Bo tak, ja, Szop, już nie Frida,
trochę palę. Głównie w pracy. Czasem przy piwie. Ale, nauczona
nockami z Chłopcem w domu, zaczęłam zmieniać się w małą
lokomotywę. I nawyk ten przeniosłam na psychiatrię.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Brzydko, oj
brzydko, powiecie. I będziecie mieć rację.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Zeszłam na
papierosa, bez żadnej kurtki, z bosymi stopami, jak to ja.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Odpaliłam
papierosa, przymknęłam oczy, zaciągnęłam się spokojnie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-Cześć. A
tobie nie jest zimno?</i>- usłyszałam obok siebie znany mi już
głos.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Otworzyłam oczy.
Uśmiechnęłam się.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">-Powinieneś już przywyknąć.</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Ten człowiek to
też pewien mały cud. Tai dowód na to, że świat jest mały.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Poeta, tak będę
na niego mówić. Bo naprawdę jest poetą. Tylko troche pogubionym.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wy, którzy kiedyś
czytaliście słowa Fridy- pamiętacie, jak rok temu prawie spotkałam
na ulicy poetę, który za parę papierosów dał mi tomik wierszy?
Jeśli nie pamiętacie, trochę wam przypomnę.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Zawsze
dochodzę do siebie wcześniej, niż inni naprawdę zdążą się
zmartwić. Może dlatego, że czuję ten świat. Może dlatego, że
jestem tu i teraz i wiem, że pewne rzeczy muszą się zdarzyć,
jasne i ciemne.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>I
wszystko jest takie, jak powinno być.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Chce
się śmiać. Na ulicy, gdy wracam do domu, zaczepia mnie chłopak.
Sama nie wiem, to chłopak czy mężczyzna? Pyta, czy mam papierosa.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Nie
wiem, kim jest. Może jest trochę młodszy ode mnie, a może trochę
starszy. Nie wygląda na bezdomnego, ale i nie wygląda na
„porządnego obywatela”. Niechlujny, zarośnięty, ale ładnie
pachnący. Z wypchanym, nieforemnym plecakiem.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Zagubiony
podróżny? Autostopowicz autostrady życia, którego w tej chwili
nikt nie chce wziąć ze sobą?</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Chcę
mu odruchowo powiedzieć, że nie palę, ale skłamałabym. Bo
popalam. I tak, mam papierosy, kilka sztuk, bo zostały mi po dyżurze
z Chłopcem, którego nie chcę opalać.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Pyta
więc, czy mam papierosa, a ja sięgam do plecaka i po sekundzie
zastanowienia daję mu nie tylko papierosa, ale całą paczkę do
ręki, paczkę, w której jest po prostu kilka sztuk. Uśmiecham się
i mówię mu, że mi niepotrzebne te papierosy, nie będę ich palić.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Jest
zdziwiony, patrzy na mnie uważnie i jakby coś sobie przypomina.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Teraz
on sięga do swojego plecaka, chwilę w nim grzebie, a ja stoję i
czekam, trochę marznę, ale nie spieszy mi się przecież. I nic nie
mówi, ale ja widzę, że czegoś szuka. Mam wrażenie, jakby
powiedział mi to w sercu, gdy tak na mnie spojrzał.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>W
końcu wyciąga dość grubą, czarną książkę. Widać, że to
żaden bestseller. Wyciąga ją z wypchanego plecaka i wciska mi,
silnie, do moich dłoni, które same jakby czekały na podarunek.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>-Tobie
już trucizna niepotrzebna, a mi już niepotrzebna poezja.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Mówi
szybko i odwraca się na pięcie, a ja stoję oniemiała trochę
takim obrotem sprawy. Chłopak, a może mężczyzna odchodzi, jakby
go ktoś gonił a ja stoję z grubym tomem nieznanej mi poezji w
ręku. (..)</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Wszystko
jest takie jak być powinno. Nic nie dzieje się bez przyczyny.</i></span></span></div>
<div style="line-height: 0.48cm; margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Georgia, Utopia, Palatino Linotype, Palatino, serif;"><span style="color: white; font-size: 9pt;"><i>Może
po czasie prozy moje życie potrzebuje też trochę poezji, którą
czasem się gubi?</i></span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Rok
temu spotkałam g na ulicy. Nic takiego, dostałam tomik wierszy.
Dziwne, ale przecież kto jak kto- Szop zawsze dotyka dziwnych
aspektów rzeczywistości.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Spotkałam
go wychodząc przed szpital na papierosa. Takiego samego papierosa,
jakiego mu wówczas podarowałam.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Zdziwiłam
się za pierwszym razem. Może trochę przestraszyłam. Czy wierzę w
przypadki, czy nie wierzę? A wy, wierzycie?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
jest pracownikiem. Jest pacjentem oddziału otwartego, dziennego
pobytu. Po leczeniu na zamkniętym dochodzi do siebie. I jak mówi
sam o sobie, po prostu był zbyt smutny. I trochę się zgubił.
Niedoszły, odratowany samobójca. Może trochę człowiek, który
poszedł mniej legalną i mniej pożądaną ścieżką w naszym
świecie. Człowiek, jak mi się wydaje, o brardzo wrażliwej duszy i
jeszcze bardziej skomplikowanej historii, której poznałam strzępki,
dosłownie strzępki podczas wyjść na papierosa. Bo czasem
przychodzi, kiedy ja palę. Widzi mnie przez okno sali terapeutycznej,
w której tworzy dziwne kolaże z wierszy i innych dostępnych
materiałów. Czasem przyjdzie, czasem nie. Nie chce być nachalny.
Ale ja lubię te 5 minutowe widzenia.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
zdziwił się zupełnie kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy. I o
dziwo mnie poznał. Mi to chwilę zajęło, ale może również nie
powinnam być zaskoczona. Już przecież kiedy dawał mi książkę,
widziałam, że coś jest nie tak. Miałam to wrażenie, że to żaden
porządny obywatel, ale jednak...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Stoimy
przed budynkiem, palimy.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-Nie
wiedziałam, że dzisiaj macie zajęcia. Dzisiaj sobota. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">-Wiesz,
to chyba tak przez święta. W niektóre soboty są zajęcia, nie
zauważyłaś?</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-Za
rzadko tu jestem. Pół etatu, wiesz. Ale od stycznia jestem na
pełen. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-Od
stycznia już nie przychodzę. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">
Mówi z jakimś uśmiechem i zaciąga się papierosem. Czy to duma,
czy niepewność? Na pewno i jedno i drugie. Lubię taki uśmiech u
niego, lubię go u pacjentów. Bo mam wrażenie, że nawet gdy jest w
nim sporo niepewności, w końcu zwycięża. Taki uśmiech w końcu
zawsze zwycięża.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Kończymy
powoli palić. Nie mówimy już za wiele, zresztą, o czym mamy
rozmawiać?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
zostaniemy przyjaciółmi. On jest pacjentem, ja pracownikiem. Może
nie jest pacjentem mojego oddziału, ale nie wymienimy się numerami
telefonów ani nie pójdziemy razem na piwo. To nie to miejsce.
Jestesmy ludźmi, którzy kiedyś minęli się na ulicy a teraz
mijają się znowu. Nie jesteśmy sobie obcy. Ale raczej nie
zostaniemy bliscy. I ja to wiem, i on to wie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Dyżur
mija. Obiad, bieganina, zmiany pościeli. Komuś jest smutno, ktoś
ma nadmiernie dobry humor.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Kolejne
przerwy, kolejny papieros.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">I
znowu on. Poeta. Nigdy nie podchodził na papierosa dwa razy w ciągu
dnia. To mogłoby wydawać się nachalne. Mogłabym sobie pomyśleć,
że jednak możemy zostać przyjaciółmi.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">-Przepraszam.
Ale, tak sobie pomyślałem...</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">-Tak?</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">-Pewnie
się więcej nie zobaczymy. A jutro są święta i...</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wyciąga
coś zza pleców. Nie jest to kartka z numerem telefonu. Wiem, bo
majaczą mi tam kolorowe kształty, to nie tylko biała strona
zapisana długopisem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">To
jeden z kolaży. Świąteczny. Daje mi go do ręki.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-Wszytkiego
najlepszego. Na święta i tak w ogóle-</i> uśmiecha się, trochę
pewniej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">-Ja...</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-Nie
no to nic takiego, dałem też parę kartek tutaj dziewczynom z
terapii. Ale tak sobie pomyślałem, że tobie też zrobię kartkę.
Miła jesteś i w ogóle, wiesz, wiersze.</i> - śmieje się już na
dobre.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>-No
tak. Ja jednak palę a ty jednak z poezją..</i>.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Robi
mi się ciepło. Tak po sercem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">To
kolejna osoba, która rozgrzewa mi je tego dnia. Ale rozgrzewa
wyjątkowo.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
musiał. Tylko minęliśmy się na ulicy. I czasem razem, a jednak
osobno, zapaliliśmy papierosa.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
będziemy przyjaciółmi. Nikim ważnym, nie w takim znaczeniu.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nieraz,
gdy widziałam go w październiku, w listopadzie, myślałam sobie,
czy to by coś zmieniło, gdybym może wtedy pobiegła za nim na
ulicy. Kiedy dał mi wiersze. Czy może nie próbowałby się zabić
w sierpniu, nieudolnie, ale jednak, próbował. Byłam obca, tak jak
jestem teraz.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">I
nigdy się nie dowiem. Czy to by coś zmieniło. Cieplejszy gest...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wątpliwe,
prawda? Ale jednak taka myśl rodzi się w człowieku.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wiem
jednak, że nie można zapewnić ciepła całemu światu. Ale nieraz
udaje się podzielić choć jego cząstką.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">I
wiem, że i ja, tego ciepła, dostaje aż za wiele nieraz. Nie
zawsze na nie zasługuję, bo bywam podłym człowiekiem. Zawistnym,
gniewnym, chciwym. Nadmiernie pysznym. Aż trudno mi wybrać, który
z 7 grzechów byłby moim ulubionym.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Sama
jednak mam też ciepło dla innych. Próbuję je mieć.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Także
w te najdłuższe noce, kiedy to odradza się światło. W ten
wyjątkowy dla wielu ludzi na świecie czas.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
zobaczę się już więcej z Poetą. Albo, może, minę go znowu na
ulicy i wtedy razem zapalimy. Ale mam nadzieję, że nie zobaczę go
już nigdy tutaj. Że nigdy się nie spotkamy w tym miejscu. Zresztą,
żegnam tak niejedną osobę stąd. Niejedną kobietę z mojego
oddziału.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Okruchy
ciepła. Światła.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Cóż,
znowu one zdają się być najważniejsze.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Nie
uratujemy każdego życia, nie sprawimy, że cały świat będzie
zbawiony. Nie możemy z każdym porozmawiać, sprawić, żeby cofnął
swoją dłoń z ostrzem biegnącym po żyłach. Nie jesteśmy w
stanie. Ale zawsze możemy dać choć okruch. A dla niektórych swoim
ciepłem uwić bezpieczną przystań.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Pod
koniec dyżuru jak zwykle zaczyna robić cię ciężej. Już
zauważyłam, że smutek po zmroku najbardziej lubić wychodzić na
szpitalny korytarz i oplatać śliskimi mackami ciężkie głowy.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Znowu
szykuje nam się zapinanie w pasy.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Znowu
krew lejąca się z pociętej ręki.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">To
nic, cichutko. Sama nic nie zrobisz, mimo że możesz pogłaskać po
głowie i czekać, aż leki zadziałają. Do tego trzeba o wiele,
wiele więcej niż ty sama, żeby ten świat ocalić. Ty możesz być
tylko cegiełką, ale bez jednej cegły czasem nie zbuduje się domu
i...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wychodzisz
do swojego domu. Ulice są prawie puste,nie licząc ludzi biegnących
na ostatnie zakupy. No tak, jutro wigilia.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wracam
do swojego świata. Tego, w którym mogę nieraz kogoś ocalić i nie
jestem tylko cegłą. Jestem domem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Wczoraj
musiałam być pewnego rodzaju schronieniem dla kogoś, kto domu
jeszcze nie znalazł. Kogoś mi bliskiego, kogo kocham, kto jest dla
mnie jak siostra. I może nie mogę dać wiele. Ale mogę dać
siebie. Ramię do wypłakania. Kanapę, na której można się
przespać, gdy nie można wrócić do rodziny. Czas, w którym
wypijemy jedno albo dwa wina.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Może
to nic, a może już wiele.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Może
to nic, ale zawsze powiem ci przyjdź, jeśli mnie potrzebujesz.
Nawet tak nagle. Chodź. Jestem. Będę. Dla ciebie zawsze będę.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Obecność.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Tak.
To ona jest najważniejszą cegłą. To ona potrafi zbudować dom.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">To
ona potrafi być codziennym cudem. Obecność, ciepła, nienachalna.
Ta, która sprawia, że zaczynamy wierzyć w samych siebie, w świat
dookoła nas. Ta, która dodaje nam skrzydeł. Albo raczej,
przypomina nam, że własne mamy.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">I...może
powinna być jeszcze większym cudem w święta. Tak sobie
pomyślałam.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Swoją
obecność już trzeci rok daję tym, którzy nie są moimi bliskimi.
Ale jeśli wy macie więcej czasu, jak to w święta...dajcie im swoją
obecność. Prawdziwą. Dosłowną. Tą, od której bije ciepło.
Wcale nie rozproszoną i nie zgubioną w świąteczny, jeszcze
gorszym niż zwyczajne, zabieganiu. Wrzućcie na luz. I bądźcie dla
kogoś cudem. Wspaniałym grzejnikiem, kaloryferem składającym się
z samego serca. Ciałem i duszą, będącymi sercem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Dajcie
obecność. Ciepło.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Życzę
wam, żebyście takie samo ciepło dostali. Ciepły, spokojny szept
"jestem przy tobie". Ciepły spokojny szept i własnego
serca. Ale i od najbliższych. A może trochę i od dalszych?
Przypadkowych. Spotkanych na ulicy. W tramwaju, pociągu podczas
powrotu z domu. Grających na ulicy. Proszących o papierosa.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Bo
kto wie. Może czasem gdy zdążycie porozmawiać to....</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">Tak,
to ma znaczenie. Także w święta. Wesołych, dobrych i spokojnych!
Pełnych większych ale i mniejszych cudów. </span>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/s5dhDn3R0A0/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/s5dhDn3R0A0?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Ciągle
na stacji kiedy wstałem</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Przegapiłem
ostatni pociąg do domu</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Odskoczyłem
ponad bariery</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Nikt
nie miał grosza dla moich skaz</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Zamierzam
spać na chodniku</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">(...)</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Jeżeli
ulice mogłyby powiedzieć historię lub dwie</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Namalowałbym
obraz dla ciebie</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Mogę
powiedzieć ci jak to jest</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Stracić
coś co kochasz w zimną noc</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Czy
możesz zobaczyć krew w moich czerwonych oczach?</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Znowu
zapomnieć o życiu</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Więc
chodź, odleć ze mną</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">D
miejsc gdzie moglibyśmy być tym, kim zechcemy</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">I
możemy zabutelkować nasze lęki</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Wznieś
smak tak słodki, że strąci nas z nóg</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Spal
nasze problemy</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Wdychaj
je wszystkie</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Namaluj
naszą przyszłość na złamanej ścianie</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="color: white;">Więc
chodź, odleć ze mną</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><i>Do
miejsc, gdzie moglibyśmy być tym, kim zechcemy. </i>
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;"><br />
</span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: white;">I
może pewnego dnia ulice zaczną też mówić. I namalują obraz.
Piękny kolaż. A może i ty będziesz na nim ciepłą barwą.
Najżywszą, najcieplejszą. Taką jak ja, mimo wszystko. </span>
</div>
Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-8863512505589726945.post-27108832464937280972017-12-19T05:38:00.003-08:002017-12-19T05:38:52.065-08:00O tym, że chcę wrócić, a może raczej zacząć coś na nowo. <div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Frida umarła.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie dosłownie, rzecz jasna. Ale to, co
było we mnie Frida, umarło na dobre.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Przecież nikt już tak do mnie nie
mówi. Nie w świecie, który jest namacalny, nie wypowiada tego
imienia wprawiając w drżenie powietrze, którym oddycham. Tlen,
który biegnie przez moje serce.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tak, Frida umarła. Ci, którzy mówili
do mnie w ten sposób, odeszli już na dobre. Ich ciała nie istnieją
w tym świecie, a dusze, mam nadzieję, świecą w gwiazdach. Tak,
dla nich mogę być Frida. Ale chyba już dla nikogo więcej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ci, którzy czasem mówią do mnie tym
imieniem, jakby przypominali sobie moją przeszłość, mówiąc to z
wahaniem, od niechcenia, jakby czasem po prostu w ich umyśle zagięto
czasoprzestrzeń. Dla nich też już jestem kimś innym.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nawet A., przecież on już też zwraca
się do mnie po imieniu albo...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Szopie, kocham cię.</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Tak często mówi do mnie osoba, którą
kocham najbardziej na świecie. Mój Mąż, który pierwszy tak do
mnie powiedział. Wszyscy najbliżsi mi ludzie, mówią do mnie
właśnie tak. Szopie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nie ma już Fridy. Jest Szop, był już
od dłuższego czasu.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Szop Pracz, zabawne, tak zabawne
przezwisko, które stało się moim imieniem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jak więc i tu mogłabym być Fridą?
To byłoby oszustwo. Paskudne oszustwo wobec was. Wobec mnie samej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Rok nieobecności, prawie rok, podczas
którego tak wiele się znów zmieniło.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Moje plany na przyszłość.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Najbliżsi mi ludzie.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Praca. Bo nawet i ta będzie inna od
stycznia. Odchodzę bowiem z pewnym żalem i bólem z Domu, w którym
tylu niekochanych i nikomu niepotrzebnych i zaczynam pracę na pełen
etat w szpitalu psychiatrycznym. Zresztą, w tym na pół etatu
pracuję już od października.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Rok 2017 który się już kończy. Tak,
naznaczyłam go nieobecnością tutaj. Ale musiałam odpocząć od
wielu spraw, które gryzy, uwierały. Zdystansować się. Może też
właśnie od miejsca, które jakoś mi przekazano, gdy jeszcze byłam
Fridą. Bo przecież wróciłam tylko przez czyjąś nieobecność,
nieobecność, która nakazała mi...</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">A ja nie jestem już Fridą. Jestem
Szopem i to ten Szop chce pisać. Nie maluje już obrazów. Nie jest
już tak naiwny, choć nadal ma otwarte serce i chce się dzielić,
rozdawać ciepło. Przyjmować do swojego domu każdego, kto tego
potrzebuje.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Ale musiałam odpocząć. Musiałam
zdystansować się od skojarzeń, zdystansować od miejsc. Może nawet od ludzi, którzy tutaj
są. I to wcale nie jest wina żadnego z was, ani razem, ani z osobna. Musiałam wszystko
uporządkować. Dobre i złe rzeczy. Kolejne pożegnania, choć nie
dosłowne, musiałam przełknąć a może i posmakować. Kolejne powitania. Zawiesić pewne znajomości na czas nieokreślony pomimo tęsknot, pomimo chęci, bo coś w środku mówiło "odpocznij". A czas pokaże, czy możesz wrócić. Jak możesz wrócić. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Musiałam zrozumieć, że dziury pod
sercem nie zapełni mi nikt inny, niż ta osoba, która dziurę
spowodowała- a raczej jej brak. Musiałam odkryć, że to Szop, a nie Frida, ma dalej
pojemne serce i zmieści tam na nowo każdego człowieka, który tego
chce. Każdego nowo poznanego. Każdego pięknego i brzydkiego zarazem, bo przecież, tacy właśnie jesteśmy jako ludzie. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bardzo boleśnie odczułam pewne straty
i to niekoniecznie te, o których myślicie, o których odruchowo mogą pomyśleć ci, którzy znają mnie z innych miejsc. Nie mówię o swoich
zmarłych, a o tych, którzy żyją, ale są daleko. Nie miejscem,
ale duszą, tak daleko od mojej duszy, choć ta tęskni za nimi.
Cudownie odczułam jedna obecność tych, którzy są zawsze. Pięknie
poczułam na nowo pewną czułość w całkiem innych miejscach,
poznając nowych ludzi.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Uporządkowałam pewne sprawy, o których, być może, jeszcze będę miała okazję wam opowiedzieć. Bo chcę to zrobić. Chcę na nowo podzielić się tym, co oglądają moje oczy, tym, czego słuchają moje uszy, tym, czego dotykają moje dłonie. Chcę podzielić się barwą poranka i zapachem mroźnego wieczoru. Kolejnej kawy na plotkach w kawiarni. Zapachem łez i śmierci, zapachem szczęścia i euforii. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Jestem starą Fridą, a jednocześnie
jestem kimś całkiem nowym. Albo raczej tym, kogo już w dużej
mierze poznawaliście, kiedy Frida, która pisała na poprzednim
blogu, jeszcze trochę umierała. Odchodziła z tego świata w mojej
duszy z pewnym uśmiechem na ustach. Bez cierpienia, tylko z
miejscowym bólem od czasu do czasu, bólem, który wiele mnie
nauczył i był mi cholernie potrzebny.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Oto zjawiam się na nowo, jako ktoś
inny, ale ten sam. Wiem, że trudno to zrozumieć...wiem, że
rozumiecie to w pełni. Wracam, mimo, że nie mogę obiecać, że na
dobre. Na zawsze. Kto wie, może znów pojawię się i zniknę. Tego
nigdy sama nie wiem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">W te najkrótsze dni, kiedy coraz mniej
światła. W te najkrótsze dni, które tak mnie uspokajają, bo
wiem, że słońce na nowo wygra. Światła. A przecież...Frida
zawsze w nie patrzyła. Szop patrzy chyba jeszcze częściej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Bo to nadal ja. Nadal kocham. Nadal
śmieję się w głos pomimo przeciwności. Dzięki tak wielu małym
i wielkim wspaniałościom.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Zapraszam więc was wszystkich do tej
nowej wirtualnej przesterzni. Tych, którzy pamiętają jeszcze starą
Fridę. Tych, którzy w ogóle o niej nie słyszeli, ale może zechcą
poznać Szopa, bo tak w sumie, stwierdzam bez skromności, że Szop to taka trochę walnięta, ale ogólnie pozytywna kobieta. Dorosła, ale będąca stale dzieckiem. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Mam wam tyle do opowiedzenia, mając
stale oczy skierowane na światło. To, które bije z mojego serca. I
to, które tak jasno świeci w waszych.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Chyba tyle słowem wstępu. Witajcie z powrotem. Lub, witajcie po prostu. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Ba3cWTCdTx0/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/Ba3cWTCdTx0?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Nawet w pochmurny dzień</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Będę zapatrzony</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Będę zapatrzony w słońce</span></i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Potrząśnij mną</span></i></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i><span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Wokół nie zostało dużo osób. </span></i>
</div>
Szop Praczhttp://www.blogger.com/profile/10515238770412669413noreply@blogger.com25