To nie była miłość od pierwszego wejrzenia.
Chociaż ona spodobała mi się w jakiś sposób od razu , mimo że ja jej- niekoniecznie. Ta oryginalna uroda połączona z jakąś krnąbrnością na pierwszy rzut oka. Energia. “Charekterek”. Może to wpływ południowego temperamentu, zawartego gdzieś tam w genach? Chociaż na początku nie miałam pojęcia skąd pochodzi. Byłam pewna że jest Azjatką. Nie pomyliam się tak bardzo, jak się potem okazało. Greczynko- Tajka. Bardzo oryginalnie połączenie.
Myślałam, że jest młodsza, młodsza niż ja.Jest starsza. Zauważyłam, że wiele dziewczyn, głównie Polek, nie przepada za nią. Może dlatego, że nie jest typem, który łatwo skategoryzować. Może dlatego, że ma naprawdę oryginalną urodę i czuć od niej pewną siłę. Wiele kobiet może się tego bać. Takie miałam wrażenie obserwując wszystko z boku.
Z czasem zauważyłam, że uwielbiają ją głównie faceci. Tę lekko postrzeloną, charakterną Greczynkę. Od jednego ze znajomych usłyszałam, że wnosi na to lotnisko wiele życia. Ubarwia. Zaczęłam jakoś uważniej na nią patrzeć. I może miałyśmy więcej okazji żeby porozmawiać, nawet przelotnie. W końcu zapamiętała moje imię i przestało ją jakoś drażnić to, że jestem głośna.
Kocha koty, jest wegetarianką i tęskni za miłością swojego życia, z którą nie może być w tym momencie razem. Płacze rozdzierająco po śmierci 20 letniego kota jej babci, która jest trochę jak wieddźma. Ona chyba ma to po niej. Śmieszy ją niezmiernie polski język. Ma trochę problemów, ale jakoś z nimi żyje. Uwielbia się przytulać i nie przeszkadza jej, kiedy śmierdzę w pracy olejem od frytek i jestem cała w mące, chociaż ona nie pracuje w kuchni. Ma cudowny wyraz twarzy, kiedy po wypiciu całej butelki wina robi mi profesjonalny makijaż, widzę zachwyt w jej ciemnych oczach, które śmieją się jak oczy dziecka przy rozpakowywaniu prezentów, kiedy maże mi tymi pędzlami po twarzy. Bo marzyło się jej od początku, żeby mnie pomalować. Dlaczego? Tego nie zrozumiem.
Dla żadnej z nas angielski nie jest pierwszym językiem. Dla niej jest trochę bardziej "jej", bo mieszkała w USA przez spory kawałek czasu. Ja kaleczę go mocno, nadal, choć coraz mniej. Ale to nie przeszkadza rozmawiać nam nieraz o głupotach, a nieraz o naprawdę poważnych sprawach. To nie przeszkadza w tym, by nieraz pocieszyć. Bo ponoć wystarczy przytulić. To nie przeszkadza temu, żeby napełniać się wzajemnie energią. Tą kobiecą energią. Bo okazuje się, że jednak....kobieta na kobietę zadziała inaczej, niż mężczyzna. Okazuje się, że tak, nawet ja, momentami pozornie męska, a tylko w środku kobieca i matczyna, potrzebuję tego kobiecego kręgu. I potrzebuję "swojej dziewcyzny"...tak jak i ona potrzebuje chyba mnie. Żeby czasem porozmawiać. Wypić coś razem. Powiedzieć do siebie "baby". Nic wielkiego. Obie przecież zostawiłyśmy swoje kobiety w innych krajach. Matki, babki...przyjaciółki. Obie tęsknimy.
***
Poznałam ją w jednym z pierwszych tygodni. Zanim ona zaczęła pracę w tym samym miejscu co my, w momencie kiedy dopiero co stawialiśmy pierwsze kroki. Od razu mi się spodobała. Inteligentne spojrzenie. Cięty żart. Naprawdę ładna buzia.
Z nią mogę rozmawiać w tym samym języku. I jak się okazuję, mogę z nią rozmawiać godzinami. Od samego początku nie było z tym najmniejszego problemu. To z nią spędziłam jeden z najprzyjmniejszych dni na Islandii. "Nasza randka", jak się śmiejemy. Randka, którą musimy kiedyś powtórzyć ale jakoś...nie ma okazji. Ale to był naprawdę piękny, powolny, kobiecy dzień. Kiedy mój mąż był na dodatkowym dniu w pracy, nasz wspólny przyjaciel był zajęty mistrzostawmi świata, a my miałyśmy czas po prostu dla siebie. Nie musiałam jej znać długo, żeby poczuć się jak z kimś, kogo znam latami. Siedząc w kawiarnianym "ogródeczku", na zewnątrz, bo to był prawdziwie piękny, ciepły dzień na Islandii. Chyba pierwszy taki w lipcu. Bo tak, to było w lipcu. Mogłyśmy po prostu pójść po zakupy. przy okazji zahaczając o kawiarnię. Usiąść potem nad oceanem i wypić razem piwo, nieśpiesznie. Rozmawiając o mniej i bardziej ważnych rzeczach. Głębokich i płytkich. Mogąc razem po prostu milczeć.
Tak, to był piękny, ciepły, kobiecy dzień. Taki, jakiego czasem potrzebuję.
Czasem mam wrażenie, że to ona, niewiele młodsza ode mnie, a czasem bardziej świadoma, czasem bardziej zagubiona niż ja równoważy tę całą męskość w moim otoczeniu. Bo przecież mieszkam teraz z dwoma samcami, moim mężem i drugim mężczyzną o tym samym imieniu. Myślałam, że będę mieszkać jeszcze i z nią, ale przez pewne sytuacje, emocje, zdarzenia, wyszło inaczej. Nie mieszkamy razem, ale nadal się widujemy. Rzadziej, ale jednak. Bałam się w pewnym momencie że to wszystko się rozpadnie ale jednak...jest. Obecna. I czasem swym głośnym śmiechem równoważy ironiczne komentarze moich mężczyzn o tym samym imieniu. Czasem sądzę, że w czwórkę bylibyśmy idealni ale wyszło trochę inaczej.
W pewien sposób czasem myślę że w tym świecie jakoś ona jest idealną kompanką i paradoskalnie, czasem przez to bardziej tęsknię za tymi kobietami, które zostawiłam za oceanem, z którymi chciałabym pójść do kawiarni, posiedzieć nad jeziorem z piwem. Tęsknię za tamtymi, ale tu mam ją. I mam nadzieję, że cokolwiek się nie stanie, będę mogła pójść z nią jeszcze na randkę. Rozmawiać nieśpiesznie o książkach, społeczeństwie i pierdołach.
W jakiś sposób to ten rodzaj czułości, który pojawia się od razu. Wobec unikatowej energii i tego jednego głośnego śmiechu. Tak, cieszę się, że znalazłam i ją.
***
Znam ją krótko. Miesiąc. Co to miesiąc, wobec cały lat znajomości? Ale od razu między nami zaiskrzyło. Może to podobne wibracje choć...na jakiej płaszczyźnie?
Jest śliczna i ogląda się za nią pół lotniska. Ma naprawdę czarujący uśmiech i potrafi zagadać każdego. Bywa bardzo otwarta, potrafi każdego zagadać. Ale przy tym wszystkim jest niezmiernie wrażliwa. Czasem nie ma wręcz skóry. Nadwrażliwa, jak mówi jeden z mężczyzn, który pracuje razem z nami w kuchni. ten z którym się kłóci. Ale może kłócą się dlatego, że mówią w jednym języku? Nie rozumiem tych awantur i nie mogę się nawet wtrącić ale...i tak bym tego nie zrobiła. Lubię ich oboje.
Ona kojarzy mi się z kotem. Wdzięczną kotką, która kładzie się na kolanach i każe się głaskać, kiedy ma ochotę. Tak, to chyba dobre porównanie. Naprawdę jest taka. A ja...przecież ja uwielbiam koty.
Lubię spędzać z nią wieczory. Do tej pory zawsze byliśmy we trójkę, ja, ona i nasz Bułgar. Jednak teraz on wrócił do kraju na miesiąc, a my zostałyśmy same. I jesteśmy jakby bliżej. Rozmawiamy coraz więcej. Coraz poważniej. Dzisja przez pewne moje opowieści aż uroniła łzę. Nie bałam się powiedzieć jej, dlaczego już nie maluję. Albo za kim tak naprawdę tęsknię...w całkiem inny sposób, niż tęsknię za ludźmi, którzy nadal są obecni w moim życiu, ale po prostu nie są na wyciągnięcie ręki. Rozmawiamy ze sobą i widzimy coraz więcej wspólnych punktów, które mają naprawdę dobry smak.
Uwielbiam się w nią zagłębiać. W jej plany, marzenia. Czasem w jakiś sposób budzi to i we mnie nowego, jeszcze świeższego ducha. Czasem i ona z jej pędem do zwiedzania kojarzy mi się minimalnie z pewną kobietą, której chcę pokazać tej wyspę. Myślę, że by się polubiły. No bo dlaczego by nie?
***
Żyję w jednym mieszkaniu z dwoma mężczyznami. Jednego kocham i znam od 10 już lat. Drugiego poznałam tutaj, ale już mogłabym za nim wskoczyć w ogień- uwielbiam go praktycznie jak brata. I wiem, że gdyby teraz odszedł jakoś, to strasznie bym za nim tęskniła. Ale...nie o nim miałam. Miało być o kobietach.
W teorii zawsze lepiej dogadywałam się z facetami. Kiedyś zresztą o tym pisałam. Ale...ostatecznie, w moim życiu najważniejsze często, finalnie, stawały się kobiety. Najważniejsze- te, które zostawiłam w Polsce i które, mam nadzieję, wszystkie po kolei ale i razem zobaczę w październiku. Może właśnie stąd to docenienie kobiecych wibracji. Bo tęsknię za tymi najważniejszymi, z któymi mogłam się upić sama albo z Mężem i po prostu porozmawiać. Siedząc nad jeziorem albo na mojej kanapie, w tym naszym "otwartym mieszkaniu.
Ważne stają się dla mnie kobiety tutaj. Powoli. Niektóre bardziej. Inne mniej. Te bliżej i dalej. Roześmiana Królowa Hello Kitty ( naprawdę pracuję z królową tegoż dziadostwa), delikatna Chinka która chce się ze mną upić.Te trzy wyjątkowe, o któych chciałam wam powiedzieć. Niektóre wycofane, inne bardziej przebojowe. Wszystkie na swój sposób piękne.
Jesteśmy ważne dla siebie. Nawet jeśli mówimy różnymi językami, mamy różne pochodzenie. Jakiś rodzaj energii łączy nas mimo wszystko. I myślę, że nie trzeba wiele o tym mówić, bo to coś...co po prostu się czuje. Każda z was ma chyba takie poczucie nieraz. Nieraz musi do niego dojrzeć, ale gdzieś podskórnie czuje to jak przebiegjący prąd.
Myślę, że mężczyźni nieraz widzą te pewne wymiany energii, tak jak my widzimy ich , pomiędzy nimi. Wibrujący testosteron, wibrujące estrogeny. Może to cała tajemnica.
Czujemy jakoś kobiecy krąg albo odczuwamy jego brak, gdy pewnych rzeczy jeszcze nie rozumiemy.
Więc mam tylko jedną prośbę- bądźmy dla siebie dobre. Tak po prostu.
Tak jak kobiety mogą być albo... Tak jak mogą być.po prostu jak ludzie.
Na koniec najbardziej kobiecy kawałek jaki usłyszałam w ostatnich dniach. Cat kocham miłością wyjątkową, niektórzy wiedzą dlaczego...ale może to będzie mój "kobiecy sekret"?
No ja mam to samo - też uwielbiam kobiety :). Żart sytuacyjny oczywiście, faceci też potrzebują czasami męskiego towarzystwa. Byłem ostatnio w delegacji i większość popołudniowych spotkań odbywało się w granie męskim. My jednak mamy nieco inne podejście, mniej w nim czułości, jest bardziej chropowate. Choć czasem Wam zazdroszczę, zwłaszcza kiedy pomyślę o moim przyjacielu, który zmarł nagle dwa miesiące temu.... Musze przyznać po tym czasie, że kochałem go miłością przyjacielską. Wiele czasu rozmawialiśmy o kobietach i swoich przeszłych miłościach. Bardzo mi go teraz brakuje. Jednak taka nagła strata jest czymś niewyobrażalnym. Nigdy nie zobaczy mojego bloga, choć słuchaliśmy podobnych zespołów, przynajmniej część z nich, ostatniego dnia chciałem mu pokazać swój tatuaż. Nie zdążyłem bo przedtem kilka tygodni się nie widzieliśmy więc musieliśmy "obgadać" co dalej z naszą wspólną pracą... Cieszę się że te wszystkie dziewczyny które opisałaś powyżej są jeszcze w Twoim zasięgu. Ja niestety już za tego życia nie spotkam najlepszego przyjaciela...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W temat straty przyjaciół nie chcę sięteraz i tutaj zgłębiać ale...powiem, że ten rodzaj straty, dosłownej też rozumiem. I jakoś mentalnie przytulam. To nigdy nie jest łatwe.
UsuńTak...
Usuńjestem beznadziejną fanką przyjaźni damskich, wsparcia, naprawdę, kocham moje przyjaciółki. Wiem, że z nimi wszystko przetrwam, każdą burzę :)
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
I to najważniejsze, że masz kogoś takiego przy sobie, kto zrozumie, pocieszy, z kim można się bawić. Bo to naprawdę bardzo ważne:)
UsuńŻyjąc z dwoma mężczyznami i to z rodziny, nie mając przy tym za wiele realnego kontaktu z kobietami, nieraz strasznie odczuwam brak. Właśnie tej energii, innego spojrzenia. Depresja i frustracja może się pożywiać także tym.
OdpowiedzUsuńKobiety opisane przez Ciebie - każda inna, ale na swój sposób intrygująca :)
No tak, żyjesz z dwoma facetami całe życie jakby nie było więc....zdecydowanie temu się nie dziwię. Bo mimo że faceci są świetni, mimo że wyznaję jak najbardziej Gender ujmując to żartobliwie to...jednak jakoś się różnimy. Inaczej minimalnie nieraz patrzymy na świat. I to wspólne spojrzenie potrafi być cudownym doznaniem. I to na pewno, depresja lubi wkradać się w takie zakamarki jak najbardziej.
UsuńI wszystkie chcę coraz bardziej poznawać:)
Miałam taką osobę, dość niedaleko nawet i było fajnie, pamiętam. Właśnie to porozumienie, inne niż męskie spojrzenie. Tylko, że to partnerka przyjaciela ojca, bezkrytycznie w tamtego zapatrzona. Oni z pewnych powodów ograniczyli kontakty, ona zapomniała o mnie. Oprócz okazjonalnych wiadomości i lajków na fb. Nie lubię takiej mentalności.
UsuńWięc poznawajcie się i przeżywajcie coś fajnego :)
Kobiety... Ja z własnych doświadczeń, mam bardzo smutne wnioski. Kobiety wiele razy wbijały mi nóż w plecy teraz nie mam do nich zaufania
OdpowiedzUsuńZ kobietami jest tak jak...z innymi ludźmi. Wśród kobiet, jak i mężczyzn zdarzają się ci, którzy cię zdradzą, zranią, upodlą. Nieraz pechowo trafiamy ale...pomim tego warto czasem dać szansę tym, który ubarwią nasze życie o wiele bardziej pozytywną energią. Przynajmniej ja tak to widzę:)
UsuńDobrze mi czytać o tym, że w dzisiejszych czasach może człowiek człowieka intrygować i powodować (nieraz nieświadomie) chęć poznania siebie wzajemnie. Zazdroszczę, bo ja takich ludzi spotykam na swej drodze coraz mniej.
OdpowiedzUsuńA..ja spotykam cały czas co najmniej sporo. Ale...może mnie też bardzo dużo rzeczy w ludziach ciekawi?
UsuńZasadniczo wolę męskie towarzyzstwo, ale jednak zawsze powtarzam, że nie ma to jak dobra przyjaciółka :)
OdpowiedzUsuńBo właśnie nieraz kobiecie kobietę łątwiej zrozumieć. I wyprzytulać, nawet jeśli tylko mentalnie:D
UsuńPS. Napisałam Ci komentarz pod poprzednim wpisem, co chciałam zrobić już dawno, ale jakoś nie mogłam się zabrać xD
OdpowiedzUsuńZobacz jakie to jest piękne - lądujesz na końcu świata i okazuje się, że właśnie tam czeka na Ciebie Twoja siostrzana dusza! Ktoś z kim rozumiesz się bez słów, ktoś komu jesteś w stanie zwierzać się ze wszystkiego. :) Coś wspaniałego. <3
OdpowiedzUsuńDokładnie. Zawsze lubiłam poznawać ludzi,a poznawać ich pośrodku tego wielkiego niczego na środku oceanu...jest naprawdę cudowną sprawą.
UsuńFanie jest znaleźć bratnią duszę :)
OdpowiedzUsuńTo prawda:)
UsuńJa też zawsze jakoś dogadywałam się lepiej z facetami, są.. chyba łatwiejsi w odbiorze. Mam jedną bliską przyjaciółkę, za którą tęsknie, ale i od krótej jakoś się oddalam... smuci mnie to. Podziwiam W Tobie Szopie tę spostrzegawczośc, badadnie i opisywanie szczegółów. Podziwiam, że odnajdujesz się w każej sytuacji. Na pewno jesteś wspaniała przyjaciółką nie tylko dla facetów ale i dla kobiet ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jestem świetną przyjaciólką ale...po prostu dobrze nam się spędza razwm czas. To nieraz wystarcza:)
Usuńfajnie jest odnależc bratnią dusze...
OdpowiedzUsuń49 year-old VP Sales Ambur Capes, hailing from Cookshire enjoys watching movies like Conan the Barbarian and Sudoku. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Ferrari 857 Sport. przejdz do tej strony
OdpowiedzUsuń