środa, 25 kwietnia 2018

O tym, że chce mi się płakać i śmiać, czyli o nowym uczuciu szczęścia.

Całe życie spakowane do dwóch plecaków.

kilkadziesiąt rzeczy wyrzuconych. Kilkadziesiąt rozdanych. Czerwona sukienka ślubna wisząca w cudzej szafie. Dawne pamiętniki oddane tej, której ufa się tak bardzo, jak i tej od sukienki. Książki, mój jedyny majątek w dobrych rękach, między którymi będą krążyć.
Koty, takie trochę nasze dzieci, na pół roku będące pod opieką tych, których kochamy i którym ufamy. Przyzwyczajone do nowego domu, ale jeszcze nie do naszej nieobecności. To sprawa, że chce mi się płakać.

Najważniejsi ludzie pożegnani. Niektórych nie zobaczę przez pół roku, a może i dłużej. Niektórych, wiem to, nie zobaczę wcale. To cena za zmiany. To też powoduje, że chce mi się płakać.

Pożegnane zostało miasto, w którym spędziliśmy 7 lat swojego życia, mieszkając, ucząc się i pracując. Długim spacerem, piwem ze znajomymi i kawą w mojej ukochanej teatralnej dziupli. To powoduje wzruszenie i moment, w którym budzi się sentyment. Nawet to trochę powoduje, że chce mi się płakać.

Ale przede wszystkim chce mi się śmiać.To we mnie dominuje, to we mnie wybucha podskórnie, jak małe supernowy rodzące się w mojej krwi, w mojej duszy. Przede wszystkim czuję radość, ekscytację i w pewien sposób chce mi się tańczyć. Pewnie przed pierwszym lotem samolotem rozboli mnie brzuch ze stresu. Mam świadomość, że nie będzie łatwo, nieraz będę sfrustrowana przez barierę językową. Pewnie niezmiernie zatęsknię, gdy wszystko, naprawdę wszystko do mnie dotrze.
Bo czy teraz tak naprawdę dociera?
Czy naprawdę rozumiem, że dzisiejszej nocy będę spała w Reykjaviku, kameralnej, zimnej stolicy?
Czy rozumiem, że za parę godzin naprawdę  wywracam do góry nogami prawie 30 lat swojego życia?
Czy naprawdę rozumiem, że zaczynam największą przygodę życia i kto wie, może już w weekend zobaczę zorzę polarną?

Całe życie spakowane do dwóch wojskowych plecaków. A przy mnie ten, przy którym nie boję się niczego. Nawet ślizgania się po lodowcu i wulkanów.
Następnym razem, gdy napiszę, będę już mieszkać w Islandii. Tymczasowo, na pół roku, a może już na zawsze. Kto wie.

Trochę chce mi się płakać. Bardzo chce mi się śmiać. Tak, to chyba kolejny rodzaj uczucia szczęścia.
Trzymajcie kciuki.



Mam moje serce na widoku, na zewnątrz.
To uczucie z którym nie mogę walczyć. 
W każdej chwili, w każdej chwili kiedy płaczę, kiedy się śmieję. 
To uczucie, z którym nie mogę walczyć. 


6 komentarzy:

  1. Najważnijsze jest poczucie dobrej decyzji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę. A od samego początku ani ja, ani mój mąż nie mieliśmy najmniejszego cienia wątpliwości, że robimy to, co słuszne czyli to, czego chcemy:)

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo mocno trzymam kciuki! Pożegnania są trudne, ale przed Wami nowy, ekscytujący początek :)
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nad zostawieniem kota rozpaczałabym najmocniej. Może i w dobrych rękach, ale beze mnie. Człowiek rozpacza mimowolnie, ale czy logicznie patrząc, skoro ktoś "znika" z naszego życia przez chwilę nieobecności jest warty, aby trzymać go przy sobie?
    Trzymamy kciuki. Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że nie. A wiem, ze są tacy, którzy nie znikną:)
      Dziekujemy:)

      Usuń