czwartek, 26 kwietnia 2018

O tym, że wylądowaliśmy na innej planecie, czyli nadmiar emocji po pierwszej dobie na Islandii.

Setki, tysiące, miliony myśli. Jeszcze więcej emocji.
Tak, oto po pierwszym w życiu locie wylądowałam na Marsie. Tak można się poczuć lądując na lotnisku w Keflaviku, które otoczone jest...no właśnie, przez co?


Wsiadasz do autobusu i jedziesz do stolicy.
Jedziesz i widzisz...nic.
Skały. Ruda jeszcze trawa, bo przecież dopiero zaczęło się islandzkie lato. Lato, dobre określenie. Jest najwyżej 6 stopni. Wieje. Pada lekki deszcz, który, jak wiemy doskonale, może się zmienić po chwili w wielką ulewę. Albo w cudownie świecące słońce.
Jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj 15 minut- zdanie, które usłyszałam jeszcze w Polsce. I ponownie na Islandii. I ponownie. I ponownie. Cóż. Przekonałam się już, że to zdanie prawdziwe.



Moje emocje już w samolocie zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zachwyt, euforia. Podniecenie. I chwilowe spięcia w mózgu krzyczące co ja do cholery robię, co MY robimy? 
Zmieniamy swoje życie. Przeżywamy swoją przygodę.
Jesteśmy na Islandii. Wylądowaliśmy na Marsie. A może na księżycu. Bo to przecież w tym kraju ludzie, którzy mieli wylądować jako pierwsi na świecącym nocą pyzatym satelicie ćwiczyli. W tym miejscu przyzwyczajali się do miejsca, gdzie nie ma drzew. Są skały, skały i...och. Jest tu tak naprawdę wszystko.



Zmieniamy swoje życie. Czy kiedykolwiek sądziłam, że polecę tak daleko samolotem? Że zobaczę widoki, o których do tej pory czytałam w tak wielu książkach? Czy sądziłam, że odłożenie pieniędzy na dom w Filipinach, jak odpowiadał nam dzisiaj pewien budowlaniec, jest możliwe?

Zawsze wierzyłam w niemożliwe. A raczej, sądziłam, że go nie ma. Dziś, w pewien sposób udowadniamy, że niemożliwe nie istnieje. Można jak Alicja z Krainy Czarów uwierzyć w 3 niemożliwe rzeczy jeszcze przed śniadaniem, nawet jeśli twoje śniadanie to suchy chleb i herbata, bo po lądowaniu samolotem wieczorem nie było gdzie zrobić zakupów. Bo na Islandii sklepy pracują od 11 do 18, czasem zdarzy się coś 24h otwarte, ale ceny są tam horrendalnie wysokie. A nas po prostu na to nie stać. Jeszcze nie stać, bo przecież pierwszy miesiąc musimy jakoś przeboleć, dopóki nie dostaniemy islandzkiej wypłaty. To nie szkodzi.

Bo żeby spełniać marzenia, zmieniać życie, trzeba być odważnym. Trzeba umieć zdobyć się na wiele wyrzeczeń. Trzeba mieć też wspaniałych przyjaciół, którzy na nocy pożegnania zbierają dla ciebie pieniądze, które dają ci tuż przed wylotem tak, że cudem powstrzymujesz się od łez. 100 Euro, o których myślałam dzisiaj, jedząc zupkę chińską, która oprócz suchego chleba rano i kanapki z serem była moim jedynym posiłkiem. Ale to była magiczna zupka. Zjedzona na Islandii. Tak jak magiczny był suchy chleb, jedzony rano z dwoma dziewczynami z Polski, kupowany na 4 osoby w cudem znalezionej piekarni.



I to dopiero początek. Jak będzie dalej?
W tych wszystkich emocjach, w tych moich małych spięciach i odlotach jak na wielkim rushu przez ekscytację, czuję wielki spokój. Być może, udziela mi się ten słynny skandynawski, albo, uściślając, słynny skandynawski spokój. Bo przecież Islandczycy są jego mistrzami. Zauważyliśmy to już załatwiając wszystkie formalności. Im się nie spieszy. Oni mają czas.
W końcu to całkiem inna planeta. W końcu to kosmos. Wyspa pośrodku niczego, na której ziemia paruje a woda w kranie to wrzątek śmierdzący zgniłymi jajkami. Wiecie, że już pokochałam ten zapach? Wcale mi nie przeszkadza. I tak, zimna woda smakuje jak ta z górskiego strumienia.
Powietrze jest .rześkie i wilgotne. Czuć je na języku tak bardzo, że można nim żyć.

Nadal nie czuję, że rzuciłam wszystko, chociaż to rozumiem. Wszystko, oprócz najważniejszego, bo przecież jestem tu razem z Mężem. Tym, którego kocham najbardziej.


Nadal w jakiś sposób czuję się jak na wakacjach. Jakbym zupełnie nie szła już jutro do pracy, która pewnie nieraz mnie zdenerwuje.Jakbym przeżywała kolejną wędrówkę ale...czy Stachura nie miał racji pisząc, że wędrówką życie jest człowieka?
 Wszystko jest nowe. Zapachy. Widoki.

Nawet czas zakręca, bo przecież w Polsce jest 22.45 gdy piszę te słowa, a u mnie nadal jest jasno ( gwoli ścisłości, u mnie czas jest o dwie godziny przesunięty, mam 20.45).
Kruki w środku miasta oprowadzające nas podczas spacerów. Ośnieżone góry w tle. Kości wielorybów w przydomowych ogródkach. Wszystko pięknie, nowe i...nie do uwierzenia. Zaskakujące. Pewnie nieraz mnie przerazi. Zrazi. Zrani. Ale to nic.


Mogę zdzierać stopy o kolana o wulkaniczne skały. Mogę ślizgać się na lodowcu. O to przecież szło, prawda?


Wszystko jest inne. Nawet tak prozaiczna sprawa, jak ogrzewanie. Kaloryfery są tak gorące, że można się oparzyć i stale, ale to stale są otwarte okna, bo przecież tu grzeje ziemia, nie skręca się grzejników. To nic nie kosztuje.
Stolica, największe miasto w kraju ( około 120 tys mieszkańców, gwoli ścisłości) będące jak wymarłe, gdy człowiek gubi się na jego uliczkach. Gęsi pasące się na trawie przy sklepach. Kuce islandzkie niosące na grzbietach ludzi w jednym z niewielu lasów na Islandii.
Las. Miejsce, które my uznalibyśmy w Polsce za mały zagajnik.
Parujące w oddali wulkany, czy też pęknięcia w ziemi, z których wydobywa się para wodna. Wychodzący z ziemi wszędzie łubin, który zawsze należał do moich ukochanych kwiatów.

Pierwsze wrażenia są trudne do opowiedzenia. To tysiące myśli, emocji. To przecież inny świat, w którym nigdy nie byłam, a który mamy zamiar podbić. Nie będzie łatwo. Ale kto powiedział, że podbój kosmosu i kolonizacja nie wymagała poświęceń?

Jutro pierwszy dzień pracy, tak naprawdę. Trzymajcie kciuki.
Tymczasem ja spróbuję zasnąć w świecie, gdzie słońce coraz krócej będzie spać.
Bez odbioru.


Chociaż przemierzyłem sto tysięcy mil
Czuję się niezwykle spokojny
I myślę, że mój statek kosmiczny wie, dokąd lecieć. 

PS. Zdjęć nigdy nie robię. Zawsze robi je mój Mąż. W tej kwestii jestem beztalenciem.
I kiedy w końcu dostaniemy wypłatę, kupimy sobie porządny aparat. Te dzisiejsze, robione telefonem, pochodzą głównie ze spaceru w okolicy tzw Red Water w stolicy.

25 komentarzy:

  1. Ale zajebiście! :D <3
    Aż się sama podjarałam, a co dopiero Ty tam musisz przeżywać. :D
    Nie spieszy im się powiadasz? To chyba bym tam pasowała. XD
    No ładne te widoczki. Do takiej dzikiej północy moje serce zawsze najbardziej się rwie. Choć nigdy jeszcze w żadnym skandynawskim kraju nie byłam, to jednak widzę jakie opowieści, jaka muzyka, jakie zdjęcia poruszają mnie najbardziej. Nawet nad nasze polskie morze zdecydowanie wolę jeździć po sezonie, przepełnione turystami w lipcu i sierpniu miejscowości końcem września przypominają wioski na krańcu świata. Wtedy można poczuć ten zew w sobie.
    Jeny jeny, trzymam kciuki mocno! I czekam na dalsze relacje z podboju kosmosu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Hiszpanie Północy, wiecznie mają manana, którego odpowiednikiem jest a morgun, czyli jutro :D
      Znaczy, te zdjęcia tylko w ułamku oddają to, jak tam wygląda a...to dopiero stolica, nic takiego. Żadne fiordy, wodospady, wulkany...czekam na czerwiec i na moment, kiedy dostaniemy wypłatę i będziemy mogli gdzieś przejechać się na wycieczkę :D
      I cóż...czasem serce wie wcześnej, niż ty. Mnie też tu ciągnęło i póki co minęła tylko doba...ale jest w cholerę dobrze:D
      I dziękujemy!

      Usuń
    2. Ha, bezstresowe podejście do życia zawsze sobie cenię. xD
      Cóż, wiadomo, że zdjęcia pokazują tylko pewien wycinek rzeczywistości. Czekam w takim razie na te wasze wyprawy :)
      W sumie, naszła mnie teraz taka myśl- a skąd serce wie? Chyba czeka mnie głębsza rozkmina. xD

      Usuń
    3. Ja też. Oni serio zaczynają życie dopiero o 9, można się wyspać, nie śpieszą się. Co prawda ja na lotnisko będę musiała wstawać wczesniej albo i w nocy pracować,ale no to inna praca. Ale w urzędzie też nic przed 9 nie załatwisz, jeśli nie przed 10 :D I tak dalej i tak dalej. Ale ten ich słynny islandzki spokój czuć, on wibruje w sennym mieście.
      My też, byle do czerwca, jak trochę zarobimy i się po prostu też ogarniemy w nowej rzeczywistości.
      Nawet serce fizjologicznie chyba wie. W sensie wiadomo, serce jest metaforą ale...wiemy więcej nawet biochemicznie może, niż zakladamy?

      Usuń
  2. w sumie chyba jeszcze nigdy u Ciebie nie komentowałam, ale teraz czuję ze muszę! po przeczytaniu postu sama mam ochotę spakować plecak i tam pojechać - co od dawna jest moim marzeniem, żeby chociaż na chwilę wyskoczyć i nacieszyć oczy ;] kto wie, może kiedyś się uda. z UK w sumie nie jest tak daleko ;p życzę powodzenia w pracy i czekam na kolejne wpisy! ;] pozdrawiam, Kaśka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :)
      I jakby nie było, Isladnia jest teraz bardzo popularnym więc i coraz tańszym kierunkiem podróży. Nawet na chwilę. I to prawda, z UK jest bliziutko. W jakiś sposób mogę rzec...zapraszam!:D

      Usuń
  3. Surowy klimat mi chyba brakowało by mi odrobiny ciepła w krajobrazie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tą surowością jestem póki co zachwycona:)

      Usuń
  4. Jejku to na prawdę wspaniała i ekscytująca przygoda! Wiesz, sama pewnie byłabym z jednej strony przerażona, ale zawsze otuchy dodaje fakt, że mamy obok tę ukochaną osobę (to nic, że tak samo zagubioną jak my :D). Będzie dobrze, zobaczysz. Aż Ci zazdroszczę takiego oderwania się od naszej codzienności. Chociaż nie wiem czy odnalazłabym się w takim zimnym miejscu - ja totalny zmarzluch. :P Jednak mimo wszystko jaram się Twoim wyjazdem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Jest ciężko, inaczej ale...nadal, po pierwszym dniu pracy nawet, ekscytująco :D I właśnie, to jest najważniejsze, że jesteśmy tutaj razem. Cokolwiek by się nie działo, mamy oparcie jedno w drugim. Ponadto...jest tu nasz dobry kumpel :)I latem nie jest tu tak zimno, mamy 6 stopni. A w pn ma padac snieg :D

      Usuń
    2. Pozytywne nastawienie to ponoć połowa sukcesu. :D
      Wiesz, w momencie, gdy u nas przygrzewa do 27 stopni, to jakoś ciężko mi się jarać śniegiem. xD Ale zawsze mówię, że jak już jest zimno, to lepiej żeby ten śnieg leżał - przynajmniej będzie ładnie ^^

      Usuń
    3. To prawda:)
      słyszałam właśnie, że w Polsce zapowiada się cudownie gorąca majówka :D A ja się jaram. I...chciałabym się przekonać, jaka jest zima, skoro mamy lato :D

      Usuń
  5. Bardzo trzymam za was kciuki.
    Wiele odkrywania przed wami, koniecznie kupujcie aparat! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :* I wiesz, najpierw to musimy zarobić :D Trochę to potrwa:D

      Usuń
    2. Mi aparat towarzyszy codziennie i jak tylko coś nowego odkryję jest narzędziem, po które sięgam, by te emocje zachować na dłużej. Odkrywanie codzienności z aparatem to najprzyjemniejsza rzecz jak dla mnie.

      Usuń
    3. Tylko, tobie ma co już towarzyszyć :D Ale to podobnie ma mój mąż, z tym, że nigdy jakoś nie mogliśmy odłożyć na sprzęt:) Ale właśnie teraz może się uda.
      Ja osobiście...wolę pisać. Z tym, że to nie takie dosłowne:D

      Usuń
  6. Aaaaaaaaaaaa
    Co tu sie wydarzylo, gdy mnie nie bylo.
    Szalencu. Do szpiku kosci oszalalas?
    Hellooo dlaczego ten kraj? Ja licze na jakies wyjasnienie, prosze panstwa. No jestes szurnieta i to w Tobie uwielbiam :D no cholender!
    Haha czy ty widzisz moje emocjone tutaj ? Nie no szczescie widze i w szoku jestem i tak ogromnie szanuje za to. Cxekam z nieciepliwoscia na kolejny wpis i zapraszam do siebie, moze cos dodam wieczorem. Nie usuniesz wczesniejszych szopowych opowiesci? Ciagle sie myle klikaja linka na profilu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah wybacz za zjadanie literowek, standardzik

      Usuń
    2. No trochę się działo, to prawda:D
      I może oszalałam, a może to ja jestem rozsądna w świecie szaleńców?:D
      Dlaczego? bo jest dziki. Całkiem inny. Totalny kosmos:D
      I nie, nic nie zamierzam usuwać. Hah, ja też często robię literówki:)

      Usuń
  7. Wow, faktycznie kosmos. Powodzenia w pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dopiero pierwsza stacja. Mam nadzieje, że naprawdę uda nam się go zwiedzić.

      Usuń